VI
Andromeda nie lubiła świąt. Towarzystwo rodziny zbyt ją męczyło, nie potrafiła porozumieć się z tymi ludźmi. Mimo to nie miała przecież wyboru, musiała tu wracać, to był jej dom, a jego mieszkańcy byli, a przynajmniej powinni być, bliskimi jej osobami, których nie mogła zostawić. Choć pewnie nie przejęli by się zbytnio, gdyby jej tu nie było. Chciała porozmawiać z kimś, kto choć trochę ją rozumiał. Usiadła przy biurku, wyciągnęła z szafki pergamin, atrament i pióro. Postanowiła napisać do Ted'a. On zapewne miał świetne święta, jego rodzina była zupełnie inna. Swoją drogą, An postanowiła zapytać ojca, czy zna jakiegoś Tonksa, który pracuje w Ministerstwie.
Zaczynała właśnie pisać, gdy ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiło ja to trochę, zazwyczaj gdy zamykała się w pokoju nikt jej nie przeszkadzał. Odruchowo spojrzała w tamtą stronę i rzuciła od niechcenia, by osoba pukająca weszła. Okazało się, że był to Syriusz i Andromedzie szczerze ulżyło. Był od niej młodszy o dwa lata, ale najlepiej dogadywała się właśnie z nim. Byli podobni, oboje nie akceptowali rodzinnych zasad, choć była jedna rzecz, która ich różniła - Syriusz potrafił się do tego otwarcie przyznać, a An miała z tym mały problem.
- Wchodź, wchodź. - Zachęciła kuzyna. - I zamknij proszę drzwi.
Spełnił jej prośbę, po czym usiadł na łóżku. Spojrzał na kuzynkę niepewnie, nabierając oddechu. Wiedziała, że chce jej coś powiedzieć, ale postanowiła dać mu chwilę, by sam się na to zebrał. Nie miała zamiaru na niego naciskać, najwyraźniej było to coś dla niego trudnego i nie wiedział, jak zacząć. An doskonale to znała, nieraz już była w takiej sytuacji i wiedziała, że to nie jest nic przyjemnego.
- Mam kłopot. - Powiedział w końcu.
- Mów, postaramy się jakoś zaradzić. - Uśmiechnęła się do niego, jakby chciała mu bez słów powiedzieć, że nie ma się czego bać.
- No więc... Jesteś dziewczyną...
- W sumie, to ty całkiem odkrywczy jesteś...
- Przestań, An! Daj mi jakoś zacząć, to nie jest łatwe. - Skrzywił się.
- Dobra, obiecuję, że wreszcie się zamknę. - Puściła do niego oko. - Mów.
- Chodzi o dziewczynę. - Powiedział to tak szybko, że Andromeda ledwo zrozumiała słowa.
- Nie wiesz, jak zagadać?
- Mniej więcej... Zaraz ci wszystko wytłumaczę. - Znowu zamilkł na chwilę. - Ma na imię Dorcas. Możliwe, że ją znasz...
- Dorcas Meadowes? Ta brunetka z Gryffindoru, jest na tym samym roku, co ty?
- Tak, właśnie ona...
- No, mój drogi... Szarpnąłeś się i to nieźle... Z tego, co zauważyłam ma spore powodzenie...
- Nie musisz mnie dodatkowo dobijać. - Zmierzył ją wzrokiem. - Może i ma powodzenie, ale ja nie jestem gorszy. Dziewczyny mnie lubią. - Przeczesał dłonią swoje ciemne włosy.
- Tak, tak... To na pewno dlatego zawsze i wszędzie chodzisz w towarzystwie trzech chłopaków. - An zachichotała.
- Andromeda! Miałaś mi pomóc, a nie się ze mnie nabijać!
- Przepraszam. No, ale ja dalej nie wiem, jaki masz problem. Nie wiesz, jak zagadać?
- Już zagadałem... Przed świętami... Nie radziła sobie z transmutacją, a mi idzie całkiem nieźle, więc trochę jej pomogłem. No i tak sobie rozmawialiśmy... A od kiedy przyjechałem na święta, codziennie piszemy.
- No to wszystko idzie świetnie.
- No właśnie nie do końca. Chciałbym ją gdzieś zaprosić, ale mam z tym masę problemów. Po pierwsze, nie wiem jak mam jej to napisać. Podobno dziewczyny nie lubią tak prosto z mostu... Po drugie, nie wiem gdzie. Po trzecie nie wiem jak wymknąć się z domu. Po czwarte w co mam się niby ubrać? Po piąte co jej kupić? No bo przecież nie pójdę tak z pustymi rękami, prawda? - Andromeda spojrzała na kuzyna, wypuszczając powietrze ze świstem.
- I ja mam ci niby pomóc? - Uniosła jedną brew z powątpiewaniem.
- Jesteś dziewczyną, więc się na tym znasz.
- Dobra, po kolei. Nie wiesz, jak masz ją zaprosić tak?
- No... Napisałem próbny list, ale nie wiem, czy jest dobry...
- Pokaż.
Chłopak wyciągnął niepewnie z kieszeni pomiętą kartkę i podał ją kuzynce. Z błagalnym wzrokiem wydukał:
- Tylko się ze mnie nie śmiej!
- No zobaczymy...
An rozłożyła pergamin i pokręciła głową z powątpiewaniem, widząc pismo kuzyna. Jak ta dziewczyna się odczytywała?! Zaczęła czytać i już od pierwszej linijki z trudem powstrzymywała śmiech, co było potwornie trudne.
Piszemy ze sobą już dość długo, a Ty jesteś taka ładna! I tak sobie myślę, że to okropna szkoda, że mogę z Tobą tylko pisać, a nie mogę Cię zobaczyć i nacieszyć się Twoją ładną twarzą i dużymi oczami. Więc tak sobie pomyślałem, że może byśmy się spotkali? Śniło mi się ostatnio, że ja Cię zaprosiłem, a Ty mnie wyśmiałaś i powiedziałaś, że jestem głupi, bo myślałem, że się ze mną umówisz. To nie było miłe, więc proszę, nie śmiej się ze mnie. Więc jeśli się zgodzisz, to będę bardzo szczęśliwy.
Syriusz.
Andromeda oderwała wzrok od listu i spojrzała na kuzyna. Udało jej się opanować i nie wybuchnąć śmiechem. W sumie, to ten tekst nawet trochę ją wzruszył, nie miała pojęcia, że Syriusz może być taki "wrażliwy". Wzięła głęboki oddech, nie wiedziała za bardzo, co mam mu powiedzieć. A raczej jakich użyć słów, by nie zrozumiał jej źle.
- Ogólnie list jest strasznie pogmatwany, bez ładu i składu, ale nie jest źle. Powiedziałabym wręcz, że jest trochę... Słodki. - Uśmiechnęła się niepewnie, widząc jego minę. - Ale trzeba to zmienić. Jakby ona to przeczytała... Nie wiem, czy miałaby ochotę na spotkanie. Widać, że ci zależy, ale chyba zbyt mocno to pokazałeś. Chodzi o to, że możesz ją przez to nieco spłoszyć... Przez swoją bezpośredniość. Trudno jest mi coś powiedzieć, bo jej nie znam...
- Pomożesz mi to napisać? - Ja?!
- Umiesz pisać naprawdę ładnie.
- A skąd ty to niby wiesz?
- No bo... - Zawahał się. - Kiedyś zostawiłaś na biurku swój wiersz... Wszedłem, bo chciałem cię o coś spytać i przypadkiem przeczytałem.
- Nie wiesz, że nie rusza się cudzych rzeczy?! - Warknęła.
- Wiem, przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. Czemu to ukrywasz? Mogłabyś naprawdę osiągnąć wiele dzięki tym wierszom.
- Zamknij się i słuchaj: ani słowa więcej o moich, jak ty to nazywasz, wierszach, rozumiesz?! Wtedy może ci pomogę.
- Wierszach? Ale jakich wierszach? - Spojrzał na nią, niby zdziwiony.
- No. I tak ma być. - Powiedziała w końcu. - No dobra, weźmy się za to...
Wyciągnęła z szafki kolejną czystą kartkę i podała Syriuszowi pióro i kałamarz. Posadziła chłopaka przed biurkiem i zaczęła chodzić po pokoju, mrucząc coś pod nosem.
- Uważam, że nie ma sensu przesadzać. Nie przyjaźnicie się, jesteście tylko znajomymi. Spłoszysz ją tylko listem miłosnym.
- To co mam napisać?
- Daj mi coś ułożyć. - Dziewczyna zastanowił się chwilę i zaczęła powoli dyktować: - Ostatnio wiele ze sobą piszemy i pomyślałem, że moglibyśmy się spotkać... Nie! Nie pisz tego! - Krzyknęła nagle. - To głupie... Idiotycznie brzmi! Napisz jej po prostu, że dobrze ci się z nią gada i chciałbyś się z nią spotkać. Zapytaj, czy ma na to ochotę i kiedy ma czas. I tyle. Koniec. Kropka.
- No ale... - Syriusz spojrzał na kuzynkę z naburmuszoną miną. - To takie... Mało romantyczne.
- Romantyk się znalazł. - Prychnęła An. - Uwierz mi, tak będzie lepiej.
- No dobra. - Chłopak z westchnieniem pochylił się nad pergaminem, zamoczył koniuszek pióra w atramencie i zaczął powoli pisać. W końcu, po dość długiej chwili milczenia, odezwał się: - Skończyłem.
Andromeda przeczytała to, co napisał i pokiwała głową. Teraz było zdecydowanie lepiej.
- Dobra, idziemy dalej. Jeżeli chodzi o miejsce, nie mam pojęcia. To powinniście ustalić już razem. Co jeszcze?
- Jak mam niby wyjść z domu, żeby nikt nie zauważył, że mnie nie ma?
- A dlaczego miałbyś się wymykać po kryjomu? - Dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem na kuzyna.
- Jeżeli będę chciał wyjść, to rodzice zaczną pytać gdzie, z kim, po co, dlaczego... Nie mam zamiaru mówić im prawdy, a skłamać też nie mogę, bo niby co miałbym wymyślić? Na spotkanie z Jamesem, Remusem czy Peterem na pewno mnie nie wypuszczą.
- A czemu nie chcesz po prostu powiedzieć prawdy?
- No bo... Jest mi trochę głupio.
- Oj, Syriusz, Syriusz... - An zachichotała cicho. - Idź do swojego ojca, kiedy będzie sam. Powiedz mu, że chciałbyś się umówić z miłą koleżanką, podkreśl, że jest czystej krwi, bardzo ją lubisz, a do tego jest śliczna i mądra. Na pewno się zgodzi.
- Ojciec? - Chłopak uniósł brew z powątpiewaniem.
- Jest o wiele łagodniejszy, niż twoja matka. Na pewno zrozumie, a wręcz pewnie się ucieszy. Nie będzie miał nic przeciwko, zobaczysz. On zdaje sobie sprawę, że chłopcy w twoim wieku interesują się już dziewczynami.
- A nie mogłabyś z nim pogadać? On zawsze cię lubił...
- Pójdziemy do niego razem, ok?
- No dobra. Ale w co ja mam się ubrać? No i chciałbym jej dać jakiś prezent, ale nie wiem jaki.
- A to już nie do mnie...
- A do kogo niby?
- Do Cyzi. Ona się zna na ubraniach i na pewno pomoże ci coś wybrać.
- A ty nie możesz?
- Nie.
- Ale ja ostatnio nie mam najlepszych kontaktów z Narcyzą. Nie gadamy ze sobą. - Przyznał.
- No to zaczniecie. Świetny sposób, żeby się pogodzić. Możemy iść do niej nawet zaraz.
- Nie wiem, czy chce.
- Wolisz być zdany sam na siebie?
- Nie...
- No właśnie. Wyślij ten list i idziemy do Narcyzy. - Zdecydowała Andromeda, a Syriusz nie odważył się jej sprzeciwić.
Wysłał list i wrócił do pokoju kuzynki, ta jednak od razu zaprowadziła go do Narcyzy. Blondynka najwyraźniej miała zamiar gdzieś wyjść, bo właśnie wyjmowała z szafy czerwony, zimowy płaszcz do kolan. Spojrzała zdziwiona na Syriusza, unosząc przy tym brwi i marszcząc nos.
- A ty czego znowu chcesz? - Warknęła.
- Spokojnie, Narcyza, spokojnie. - Andromeda starała się uspokoić siostrę. Najwyraźniej było gorzej, niż myślała. - Wychodzisz gdzieś?
- Miałam zamiar.
- A masz może chwilę?
- No... O co chodzi?
- Syriusz ma mały problem. - Powiedziała An, wpychając kuzyna do środka i zamykając drzwi. - Umówił się z dziewczyną i nie ma w co się ubrać. Poza tym chciałby jej coś kupić i też nie wie co.
- Ach, to o to chodzi? - Narcyza zdawała się złagodnieć nieco, również jej marsowa mina nagle zniknęła. - Umówiłeś się z dziewczyną? Świetnie, może reszcie się czymś zajmiesz i przestaniesz napastować ludzi, którzy nic ci nie zrobili!
Syriusz już chciał jej odpowiedzieć coś obraźliwego w stosunku do Snape'a, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. To nie była pora na kłótnie.
- To pomożesz mi czy nie? - Spytał zniecierpliwiony.
- Spróbuję. - Powiedziała wreszcie. - Teraz wychodzę, może będę na Pokątnej, to rozejrzę się za czymś, co mógłbyś jej kupić. Oczywiście pewnie nie wiesz, co ona lubi?
- Nie za bardzo.
- Tak też myślałam. No, mniejsza. Coś wymyślę. A co do ubioru... Wieczorem zrobię przegląd twojej szafy. Tam też na pewno coś znajdziemy. - Syriusz miał wrażenie, że przez twarz Narcyzy przeleciał cień uśmiechu, ale nie był pewien czy nie było to tylko złudzenie. - A teraz wybaczcie, ale muszę już iść.
- Dzięki, Cyźka. - Chłopak odetchnął z ulga. Jednak dobrze było mieć kuzynki...
Cała trójka wyszła z pokoju Narcyzy. Każde z nich już rozeszło się w swoją stronę, kiedy Narcyza nagle zatrzymała się. Udało się jej jeszcze złapać Syriusza.
- A tak w ogóle... To kim jest ta dziewczyna? - Spytała z czystej ciekawości.
- Dorcas Meadowes. - Brunet spojrzał na nią.
- Ach, ona... No cóż, nie jest jeszcze taka zła... Posądzałam cię o gorszy gust. - Narcyza zmierzyła kuzyna wzrokiem, po czym odwróciła się na pięcie i zbiegła po skrzypiących nieco schodach.
~***~
Lucjusz już czekał na nią przy drzwiach. Założyła szybko buty i razem wyszli na zewnątrz. Było zimno, śnieg sypał, choć nie był specjalnie gęsty, a gałęzie pozbawione liści poruszał lekki, zimny wiatr. Blondynka zadrżała, nagły spadek temperatury dawała się jej we znaki. Szli powoli, nie rozmawiając ze sobą, każde pogrążone w swoich myślach. Och, po co on w ogóle prosił ją o to wyjście, skoro teraz nie zamierzał nawet zamienić z nią słowa? Coraz bardziej żałowała, że ruszyła się na krok z domu, w dodatku w jego towarzystwie. Gdyby była tu z Severusem, byłoby zupełnie inaczej. Na pewno miałaby już za sobą kilka wybuchów niekontrolowanego śmiechu, byłaby cała w śniegu i ani przez chwilę nie żałowałaby, że się tu znalazła. Ale Lucjusz był zupełnie inny. W sumie nawet go nie lubiła, zgodziła się na to wyjście tylko dlatego, że miała w sobie jeszcze jakieś człowiecze odruchy i współczuła mu śmierci matki. Nie chciał go więc zostawić samego. Ależ ona była głupia, zawsze musiała się w coś wpakować. Czemu nie poszedł do Andromedy albo do Bellatrix, tylko akurat do niej?!
- O czym myślisz? - Spytał nagle. "Cóż za idiotyczne pytanie." - pomyślała Cyzia.
- O niczym szczególnym - Odpowiedziała bez specjalnego zainteresowania. - Po co w ogóle idziemy na Pokątną? Nie mogliśmy normalnie pogadać w domu?
- Jeśli nie chciałaś, mogłaś powiedzieć. - Mruknął, patrząc na nią chłodnymi, stalowymi oczyma. Narcyza tylko prychnęła, przewracając oczami.
- Po prostu nie rozumiem, co za różnica, czy będziemy siedzieć cicho w domu, czy na Pokątnej. Szczególnie, że pogoda raczej nie sprzyja spacerom.
- To ty się uparłaś, żeby iść. Mówiłem, że możemy użyć proszku Fiuu.
- Owszem, uparłam się, bo myślałam, że to będzie coś ciekawszego. Gdybyś faktycznie był taki interesujący, jak myślą te szkolne idiotki, to potrafiłbyś zainteresować mnie jakąś ciekawą rozmową. Ale dla ciebie to zbyt wiele. Nie rozumiem, co one w tobie widzą. Nie jesteś zabawny, nie potrafisz zainteresować. Masz jedynie pieniądze i nazwisko, a te paniusie sprawiły, że teraz masz się za nie wiadomo co i myślisz, że każda będzie się za tobą uganiać. Śmieszne. - Spojrzała na niego wyzywająco, jakby chciała go zachęcić do kontrataku. Była ciekawa, co ma do powiedzenia. Naprawdę denerwowała ją ta jego pewność siebie, szelmowski uśmieszek i pogarda dla całego świata.
- Jesteś zdecydowanie zbyt pewna siebie, Narcyzo. - Młody Malfoy zachowywał pozorny spokój. - Niewiele wiesz, za to zbyt dużo mówisz. Nie wyjdzie ci to na dobre, w końcu się o tym przekonasz.
- Grozisz mi, Malfoy? - Zatrzymała się nagle, spojrzała na niego i uniosła jedną brew, zaciskając usta w cienką linię.
- Ależ skądże znowu. Ja cię tylko ostrzegam. - Odpowiedział z uśmiechem.
- Doskonale wiesz, że to, co powiedziałam jest prawdą, ale nie potrafisz się z tym pogodzić. To jest twój problem.
Nie odpowiedział, tylko chwycił ją za nadgarstek i pociągnął za sobą. Chciała się wyrwać, była zła, nie lubiła, gdy ktoś zachowywała się w ten sposób w stosunku do niej. Uważała to w pewnym sensie za próbę zniewolenia, nie liczenie się z jej zdaniem. Kazała mu przestać, ale na nim jakoś nie zrobiło to wrażenia. Często prowadzili między sobą coś w rodzaju wojny na słowa. Najwyraźniej oboje to lubili, choć zazwyczaj to Lucjusz pierwszy odpuszczał. Narcyza zawsze zastanawiała się, czemu się poddawał, przecież nie należał do ludzi, którzy w ten sposób odpuszczają, zazwyczaj lubił mieć ostatnie słowo. Spojrzała na niego, udało jej się wyrównać kroku, mimo, że on wciąż zaciskał palce na jej nadgarstku. Patrzył uparcie przed siebie, udając, że jej nie zauważa. Musiała się nieźle namęczyć, by utrzymać jego tępo, gdyż szedł naprawdę szybko.
- A tobie gdzie się tak spieszy? - Syknęła, mierząc go wściekłym wzrokiem.
- Nie zaczynaj znowu. Nie mam zamiaru się z tobą sprzeczać, jesteś kobietą, w życiu nie przyjmiesz do wiadomości, że możesz się mylić. - Tym razem na nią spojrzał.
- Znawca kobiet się znalazł. - Prychnęła.
- Swoim zachowaniem tylko potwierdzasz moją teorię.
Reszta drogi na Pokątną zajęła im głównie nie sprzeczkach. Uspokoili się jednak, gdy byli już na miejscu. Mimo świąt i niezbyt sprzyjającej pogody wielu czarodziejów wybrało się dziś na świąteczne zakupy. Ta ulica nigdy nie była pusta... Cyzia przypomniała sobie, że ma wybrać coś dla Dorcas. Wiedziała, gdzie pójść w takiej sytuacji. Ruszyła wolnym korkiem przed siebie, nie zwracając uwagi na swojego towarzysza. Dopiero gdy stanęła przed witryną sklepu, by przyjrzeć się wystawie, dostrzegła, że chłopak cały czas za nią szedł. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Był to sklep z magicznymi ozdobami i biżuterią. Narcyza wybrała już to, co chciała kupić. Dostrzegła wisiorek, który zmieniał kolor w zależności od nastroju osoby, która go aktualnie nosiła. Jeśli była wesoła, ozdoba miała kolor żółty, gdy stawała się zła, kolor przeistaczał się w czerwony. Kolor czarny oznaczał smutek i przygnębienie, zielony spokój, pomarańczowy niecierpliwość... Można by tak wymieniać jeszcze długo... Ściągnęła wisiorek z półki i podeszła do lady. Podała go sprzedawcy, zapłaciła i od razu wyszła ze sklepu.
- Kolejne świecidełko do kolekcji? - Lucjusz przyjrzał się jej.
- To nie dla mnie. - Odpowiedziała krótko.
- A dla kogo? - Drążył temat.
- Na brodę Merlina, Malfoy, czy ty musisz zadawać tyle pytań?! - Zniecierpliwiła się.
- Nie wiedziałem, że to tajemnica.
- To nie jest tajemnica. Po prostu nie mam ochoty ci odpowiadać.
- Dobra, dobra, spokojnie. - Lucjusz pokręcił głową i zaśmiał się. - Chodźmy napić się czegoś ciepłego.
Weszli do niewielkiej, przytulnej kawiarni. Pomieszczeni było jasne, ściany miały kolor turkusu, wisiało na nich kilka obrazów przedstawiających głównie górskie i morskie krajobrazy. Stało tu dość sporo okrągłych, niezbyt dużych stolików, które w większości były zajęte. Lucjusz podszedł do baru, by zamówić dla nich dwie herbaty i razem z Narcyzą usiedli przy stoliku stojącym w kącie niedaleko okna. Tym razem milczenie było kłopotliwe, dziewczyna co jakiś czas odgarniała z twarzy jasne włosy i spoglądała na chłopaka.
- Sądzę, że to była pomyłka. - Powiedział nagle, a Cyzia spojrzała na niego pytająco.
- Co konkretnie?
- To całe zabójstwo... - Wyjaśnił po chwili, patrząc w przestrzeń pustym wzrokiem. - Myślę, że ktoś, kto zabił moją matkę nie zrobił tego celowo. Ona nie miała aż takich wrogów.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - Uniosła jedną brew.
- Znałem moją matkę.
- Lucjusz obudź się! Takie rzeczy się nie zdarzają, no chyba, że w kiepskich powieściach kryminalnych. To nie była pomyłka, rozumiesz? Nie mogła nią być. To było zaplanowane od samego początku aż do końca i wykonane idealnie. - Dziewczyna pokręciła głową ze współczuciem. - Nie ma mowy o pomyłce...
- Ale moja matka nie należała do tego typu ludzi. Kto miałby ją zamordować?
- Nie wiesz, jaka była kiedyś. Nie znasz całego jej życia, wiesz tylko to, co ci powiedziała. Nie wiesz, co kiedyś robiła... Nie masz zielonego pojęcia czy miała jakiś wrogów i kim oni byli. Nie wiesz nic, Lucjuszu.
- Ale się dowiem.
- Zostaw tą sprawę aurorom. Sam nic nie wskórasz, jedynie możesz wplątać się w jakieś kłopoty. Nie baw się w detektywa, dobrze ci radzę. - Ich rozmowa została na chwilę przerwana przez kelnera, który postawił przed nimi dwie filiżanki z parującą herbatą. Jasnowłosa upił łyk.
- Sam nie wiem co o tym myśleć.
- Najlepiej staraj się o tym nie myśleć.
Chłopak nie odpowiedział. Jej rady raczej mu się nie przydadzą, jak niby miał nie myśleć o zabójstwie własnej matki? Do tego nie wiedział jeszcze kto to zrobił i jaki miał motyw. Spojrzał zamyślony na swoją towarzyszkę. W niej bynajmniej nie mógł szukać pomocy w odnalezieniu mordercy. Narcyza uważała, że przesadza i powinien zostawić to wszystko w spokoju. A przecież nie było tak łatwo to zrobić. Westchnął tylko cicho.
Zostawili temat jego matki. Najwyraźniej nie był on zbyt odpowiedni na tą chwilę. Rozmawiali teraz o rzeczach błahych, zwyczajnych i codziennych. W końcu stwierdzili, że czas już wracać do domu. Zapłacili za herbatę, ubrali się i wyszli na dwór. Kupili trochę proszku Fiuu, żadne z nich nie miało zamiaru wracać do domu na nogach. Po pięciu minutach byli już w domu.
- Nie zaczynaj znowu. Nie mam zamiaru się z tobą sprzeczać, jesteś kobietą, w życiu nie przyjmiesz do wiadomości, że możesz się mylić. - Tym razem na nią spojrzał.
- Znawca kobiet się znalazł. - Prychnęła.
- Swoim zachowaniem tylko potwierdzasz moją teorię.
Reszta drogi na Pokątną zajęła im głównie nie sprzeczkach. Uspokoili się jednak, gdy byli już na miejscu. Mimo świąt i niezbyt sprzyjającej pogody wielu czarodziejów wybrało się dziś na świąteczne zakupy. Ta ulica nigdy nie była pusta... Cyzia przypomniała sobie, że ma wybrać coś dla Dorcas. Wiedziała, gdzie pójść w takiej sytuacji. Ruszyła wolnym korkiem przed siebie, nie zwracając uwagi na swojego towarzysza. Dopiero gdy stanęła przed witryną sklepu, by przyjrzeć się wystawie, dostrzegła, że chłopak cały czas za nią szedł. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Był to sklep z magicznymi ozdobami i biżuterią. Narcyza wybrała już to, co chciała kupić. Dostrzegła wisiorek, który zmieniał kolor w zależności od nastroju osoby, która go aktualnie nosiła. Jeśli była wesoła, ozdoba miała kolor żółty, gdy stawała się zła, kolor przeistaczał się w czerwony. Kolor czarny oznaczał smutek i przygnębienie, zielony spokój, pomarańczowy niecierpliwość... Można by tak wymieniać jeszcze długo... Ściągnęła wisiorek z półki i podeszła do lady. Podała go sprzedawcy, zapłaciła i od razu wyszła ze sklepu.
- Kolejne świecidełko do kolekcji? - Lucjusz przyjrzał się jej.
- To nie dla mnie. - Odpowiedziała krótko.
- A dla kogo? - Drążył temat.
- Na brodę Merlina, Malfoy, czy ty musisz zadawać tyle pytań?! - Zniecierpliwiła się.
- Nie wiedziałem, że to tajemnica.
- To nie jest tajemnica. Po prostu nie mam ochoty ci odpowiadać.
- Dobra, dobra, spokojnie. - Lucjusz pokręcił głową i zaśmiał się. - Chodźmy napić się czegoś ciepłego.
Weszli do niewielkiej, przytulnej kawiarni. Pomieszczeni było jasne, ściany miały kolor turkusu, wisiało na nich kilka obrazów przedstawiających głównie górskie i morskie krajobrazy. Stało tu dość sporo okrągłych, niezbyt dużych stolików, które w większości były zajęte. Lucjusz podszedł do baru, by zamówić dla nich dwie herbaty i razem z Narcyzą usiedli przy stoliku stojącym w kącie niedaleko okna. Tym razem milczenie było kłopotliwe, dziewczyna co jakiś czas odgarniała z twarzy jasne włosy i spoglądała na chłopaka.
- Sądzę, że to była pomyłka. - Powiedział nagle, a Cyzia spojrzała na niego pytająco.
- Co konkretnie?
- To całe zabójstwo... - Wyjaśnił po chwili, patrząc w przestrzeń pustym wzrokiem. - Myślę, że ktoś, kto zabił moją matkę nie zrobił tego celowo. Ona nie miała aż takich wrogów.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - Uniosła jedną brew.
- Znałem moją matkę.
- Lucjusz obudź się! Takie rzeczy się nie zdarzają, no chyba, że w kiepskich powieściach kryminalnych. To nie była pomyłka, rozumiesz? Nie mogła nią być. To było zaplanowane od samego początku aż do końca i wykonane idealnie. - Dziewczyna pokręciła głową ze współczuciem. - Nie ma mowy o pomyłce...
- Ale moja matka nie należała do tego typu ludzi. Kto miałby ją zamordować?
- Nie wiesz, jaka była kiedyś. Nie znasz całego jej życia, wiesz tylko to, co ci powiedziała. Nie wiesz, co kiedyś robiła... Nie masz zielonego pojęcia czy miała jakiś wrogów i kim oni byli. Nie wiesz nic, Lucjuszu.
- Ale się dowiem.
- Zostaw tą sprawę aurorom. Sam nic nie wskórasz, jedynie możesz wplątać się w jakieś kłopoty. Nie baw się w detektywa, dobrze ci radzę. - Ich rozmowa została na chwilę przerwana przez kelnera, który postawił przed nimi dwie filiżanki z parującą herbatą. Jasnowłosa upił łyk.
- Sam nie wiem co o tym myśleć.
- Najlepiej staraj się o tym nie myśleć.
Chłopak nie odpowiedział. Jej rady raczej mu się nie przydadzą, jak niby miał nie myśleć o zabójstwie własnej matki? Do tego nie wiedział jeszcze kto to zrobił i jaki miał motyw. Spojrzał zamyślony na swoją towarzyszkę. W niej bynajmniej nie mógł szukać pomocy w odnalezieniu mordercy. Narcyza uważała, że przesadza i powinien zostawić to wszystko w spokoju. A przecież nie było tak łatwo to zrobić. Westchnął tylko cicho.
Zostawili temat jego matki. Najwyraźniej nie był on zbyt odpowiedni na tą chwilę. Rozmawiali teraz o rzeczach błahych, zwyczajnych i codziennych. W końcu stwierdzili, że czas już wracać do domu. Zapłacili za herbatę, ubrali się i wyszli na dwór. Kupili trochę proszku Fiuu, żadne z nich nie miało zamiaru wracać do domu na nogach. Po pięciu minutach byli już w domu.
~***~
Narcyza weszła do pokoju Syriusza. Chłopak leżał na łóżku ze wzrokiem wlepionym w sufit. Młoda Black rozglądnęła się wokoło z niesmakiem. W pokoju jej kuzyna panował potworny bałagan i dziewczyna zaczęła się poważnie zastanawiać, jak on się tu odnajduje. Brunet spojrzał na nią i od razu usiadł.
- I jak? Masz coś? - Spytał zniecierpliwiony, patrząc na nią, wiercąc się i kręcąc.
- Może być? - Spytała, podając mu zakupiony łańcuszek.
- Co to?
- Jeśli go założy, to będzie pokazywał jaki ma nastrój.
- Wow... Fajne, naprawdę! - Chłopak pokiwał głową z entuzjazmem.
- Cieszę się.
- Powiesz mi jeszcze w co się ubrać?
Niebieskooka zajrzała do jego szafy i westchnęła cicho. W życiu nie widziała większego chaosu. Zaczęła przeglądać ubrania bez większego entuzjazmu, aż w końcu wybrała mu jakiś strój. Wyglądał całkiem przyzwoicie i Narcyza z trudem powstrzymała lekki uśmiech.
- Naprawdę mam nadzieję, że zajmiesz się tą swoją panienką i odwalisz się wreszcie od Severusa. - Powiedziała, wstając i zmierzając do drzwi.
- Czemu tak bardzo go bronisz? - Spytał szybko chłopak.
- Bo jest moim przyjacielem i uważam, że to jak go traktujecie jest niesprawiedliwe i podłe. - Odpowiedziała chłodno, wychodząc na korytarz i zamykając za sobą drzwi.
Kilka słów od autorki!
Rozdział był napisany już wcześniej, ale, nie ukrywam, że nie mogłam się zebrać, by go przeczytać i poprawić ewentualne błędy... Robiłam to na raty przez trzy noce, więc nie wiem, co z tego wyszło ;)
Rozdział jest mega!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Narcyzę w twoim wydaniu ale nienawidzę Lucjusza. -,-
Podoba mi się wątek o Syriuszu i taj dziewczynie. Ogólnie bardzo mi się podoba wszystko w twoim wykonaniu. Im więcej notek tym bardziej się zachwycam. :** :D ;33
Pisz nową notkę, chcę już następną! <3
i zapraszam, do mnie. Własnie dodałam 6 rozdział. :)) -> http://vitalia-blog.blogspot.com/
Rozdział jest świetny <3 Tylko nie zgadza mi się jedno xD: "No... Napisałam próbny list,[...]" To jak widzę są słowa Syriusza a jest napisane "Napisałam", ale tak to nie mam więcej uwag, bo rozdział jest jeden z najlepszych jakie czytała tu u ciebie !: )
OdpowiedzUsuńhttp://hogwart-teddy-alice.blogspot.com/
Put the percentages in your favor at our state-of-the-artwork Race 카지노사이트 & Sports Book
OdpowiedzUsuń