niedziela, 1 września 2013

"Przyjaźń, miłość, nienawiść i problemy z rodzeństwem."


X

            Po tym, co wydarzyło się ostatnio w Pokoju Życzeń, Bellatrix chodziła jeszcze bardziej podminowana. Nie miała pojęcia, co o tym myśleć. Czy Tom mówił poważnie? Miała wrażenie, że jest on ogarnięty jakąś chorą obsesją. Teraz już naprawdę się go bała. Czuła się zagubiona, jak jeszcze nigdy. Nie miała pojęcia, co dalej zrobić, brakowało jej tej uwagi, czasu... Tego wszystkiego, co dawał jej Sebastian. Z drugiej jednak strony nie potrafiła mu wyznać, co tak naprawdę czuję. Jeden, przypadkowy widok zmienił wszystko. Dodał jej nagle, zupełnie niespodziewanie odwagi. Nie mogła w końcu bezczynnie patrzeć, jak on spotyka się z tą słodką Mary, od widoku której Belli zawsze zbierało się na wymioty.
             Był ranek, właśnie wychodziła z Wielkiej Sali. Wtedy właśnie dostrzegła, że to dziewuszysko zaleca się do Sebastiana i złość w niej zawrzała. Poczekała chwilę w ukryciu, aż w końcu się rozeszli.
 - Sebastian! - Krzyknęła za nim, z trudem go doganiając. - Cześć!
 - Er... No cześć, Bellatrix. - Odpowiedział chłodno, patrząc na nią ze zdziwioną miną.
 - Możemy dziś wyrwać się do Hogsmeade? - Teraz zaczynała już tracić nieco na swojej pewności.
 - Niby kiedy?
 - No nie wiem... Może zerwiemy się z zaklęć?
 - Nie mam zamiaru zrywać się z lekcji.
                Gdy Bella usłyszała jego słowa, złość aż w niej zawrzała. Porządny uczeń się znalazł!
 - Jakoś wcześniej nie miałeś nic przeciwko temu. - Warknęła, mrużąc oczy.
 - Wtedy wydawało mi się, że jesteś tego warta. - Powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
 - Ty cholerny, podły sukinsynie! - Krzyknęła za nim, a on zatrzymał się nagle, słysząc jej słowa, pełne gniewu i nienawiści. Uczniowie zamilkli i spojrzeli na nich z zainteresowaniem, które zwykle towarzyszyło tego typu wybuchom. Bella, nie zwracając na to uwagi, kontynuowała. -  Chciałam ci tylko powiedzieć, jak cholernie się pomyliłam, mówiąc ci, że nie chcę się z tobą spotykać! Tylko tyle!
 - Bella, dość! - Podszedł do niej pospiesznie, chwytając ją za łokieć i starając się odciągnąć na bok. Ona jednak nie miała zamiaru nigdzie iść. - Nie tutaj, proszę...
 - A właśnie, że tutaj, Sebastianie! - Powiedziała, a raczej krzyknęła i wyrwała się z jego uścisku. Włosy miała rozrzucone w zupełnym nieładzie, oczy płonęły jej dziwnym , trochę przerażającym blaskiem, oddychała szybko i płytko. - Sam tego chciałeś! Chciałam ci wytłumaczyć, że zrozumiałam swój błąd, że go żałuję. Zrozumiałam jak bardzo jesteś mi bliski. I chciałam ci to wszystko powiedzieć sam na sam. Również to, że postanowiłam się dla ciebie zmienić. Ale jak widać, nie zasługuję nawet na to, abyś się ze mną spotkał. No cóż, mówi się trudno. - Zakończyła już nieco spokojniej.
                Później odwróciła się i, nie zwracając już na niego uwagi, odeszła w stronę Pokoju Wspólnego Slytherinu. Czuła się zraniona i upokorzona. Nie wiedziała, co jest gorsze - jego odrzucenie czy jej zraniona duma. Nie spodziewała się tego. Teraz bardziej go nienawidziła, niż kochała. Zrobiła z siebie idiotkę na oczach całego Hogwartu i teraz żałowała, że dała się ponieść emocjom. Ale musiała to z siebie wyrzucić, jeszcze nigdy nic  nie męczyło ją tak bardzo. Mimo wszystko wciąż miała nadzieję, że on za nią pobiegnie, dotarła jednak pod drzwi, prowadzące do salonu Slytherinu, a nic takiego się nie stało...
 - Czyste krew. - Powiedziała hasło, a drzwi otworzyły się przed nią otworem. Wskoczyła do środka i pognała do dormitorium dziewcząt. Oczy piekły ją do łez, ale nie pozwoliła, by spłynęły jej po policzkach.
                  Zamknęła się od środka. Nie miała zamiaru wyjść dziś na jakąkolwiek lekcje, nic ją nie obchodzili nauczyciele i ich wywody. Nie miała głowy do składników na nowy eliksir, do formułek zaklęć i tego, jak machać różdżką, by ono zadziałało, nie miała też zamiaru zamieniać myszy w kota i na odwrót. Chciała zostać tutaj, sama ze sobą. Wiedziała, że do wieczora już cała szkoła będzie o niej plotkować, teraz jednak jakoś nie robiło to na niej wrażenia. Opadła na łóżko, skrywając twarz w miękkiej poduszce. Nie będzie płakać, nie ona, nie przez niego... Nigdy.
                    W końcu po długim czasie zmieniła pozycje. Leżała teraz nieruchomo, wpatrzona pustym wzrokiem w sufit. Nie miała pojęcia, która godzina, w końcu jednak sen ją zwyciężył. Powieki opadły jej bezwładnie, a pogrążona w ciemności dziewczyna wreszcie choć przez chwilę mogła zapomnieć o męczącym, psychicznym bólu.


~ *** ~  


                       Andromeda nie była już samotną dziwaczką. Teraz była dziwaczką w towarzystwie Puchonów. Większość uczniów z Domu Węża patrzyła na jej nowe znajomości raczej niechętnie i surowo, ale ona zdawała się tego nie zauważać. Nie potrzebowała przecież niczyjego pozwolenia.
                       Wieść o dziwnym zachowaniu siostry doszła do niej dopiero gdy szła z Tedem do Wielkiej Sali na obiad. W połowie drogi podbiegła do niej Jenny. Była najwyraźniej czymś bardzo podekscytowana, bo oczy jej błyszczały.
 - O, Andromeda! Słyszałaś już o tej akcji z Bellatrix? - Spytała, a młoda Black spojrzała na nią ze zdziwieniem.
 - Jakiej znowu akcji? - Zaniepokoiła się. Co też znowu ta jej siostra wymyśliła?
 - Wyznała jakiemuś chłopakowi miłość na środku korytarza, a potem uciekła. - Zachichotała dziewczyna.
 - Zobaczymy się później. - Powiedziała An do Teda, nieco zirytowana zachowaniem Puchonki i pognała do Pokoju Wspólnego.
                        Miała nadzieję, że znajdzie tam siostrę. Gdy chciała wejść do dormitorium, w którym mieszkały siódmoklasistki okazało się, że drzwi są zamknięte. Nie miała jednak zamiaru prosić siostry, by je otworzyła, ponieważ wiedziała, że i tak na nic się to nie zda. Zrobiła to sama, przy pomocy różdżki i jednego, prostego zaklęcia.
 - Alohomora. - Mruknęła, a drzwi stanęły przed nią otworem.
                    Bellatrix leżała bez ruchu. Nie zwróciła nawet uwagi, że ktoś wszedł do środka. Andromeda westchnęła, wchodząc i zamykając drzwi. Wiedziała, że nie jest dobrze.
 - Bella, co jest? - Spytała, siadając obok niej na łóżku.
 - A co ma być? - Odpowiedziała jej pytaniem.
 - O co chodzi z tym dzisiejszym zajściem na korytarzu? Cała szkoła o tym gada...
 - O nic nie chodzi! - Warknęła, zrywając się nagle z łóżka. - Przestań się tym interesować, to nie twoja sprawa, więc co cię to w ogóle obchodzi?! Wracaj do tych swoich nieudaczników! Tych cholernych Puchonów! Tylko na takich znajomych cię stać! Zadajesz się z tą szlamą, cholerna zdrajczyni krwi!
                     Andromedę zabolały słowa siostry. Ted nie był żadną szlamą! Tak jej przynajmniej powiedział. Mimo to chciała spróbować nawiązać z nią jakiś kontakt, porozmawiać spokojnie i szczerze.
 - Daj spokój, pogadajmy normalnie... - Spróbowała ponownie.
 - Nie będę z tobą rozmawiać, rozumiesz?! WYNOŚ SIĘ STĄD! - Z ust Belli wypłynęła wiązanka przekleństw, dlatego też An nie czekała dłużej, ale pospiesznie wyszła.
                    Z jednej strony dziewczynę zadziwiło zachowanie starszej siostry, z drugiej jednak wydawało jej się ono czymś normalnym i podobnym do niej. Znała Bellatrix bardzo dobrze, wiedziała, że łatwo się ona denerwuję, często mówi coś, mimo, że tak naprawdę wcale tak nie myśli. Dlatego dziewczyna nie była zła na siostrę, było jej jednak przykro, że tak ją potraktowała. W pierwszej chwili chciała jak najszybciej odnaleźć Sebastiana i wypytać go o co poszło, ale doszła do wniosku, że to nie jest jednak dobry pomysł. Gdyby Bellatrix się o tym dowiedziała, nie odezwałaby się do niej już nigdy, a tego przecież nie chciała. Dlatego też postanowiła zostawić tę sprawę w spokoju, przynajmniej na razie. Nie miała też zamiaru rozmawiać o tym z Narcyzą. Była trochę zła na młodszą siostrę, po tym, jak usiłowała podzielić się z nią swoimi obawami o Bellatrix, a ona odesłała ją z kwitkiem, zupełnie obojętna.
                     Andromeda wróciła na lekcję, choć niełatwo było jej się skupić. Ted doskonale widział, że jego przyjaciółka nie jest w najlepszym stanie, ale nie chciał wyciągać z niej tego na siłę, wolał poczekać, aż będzie gotowa, by sama mu o tym opowiedzieć. I faktycznie, gdy skończyli już lekcję, niedługo przed kolacją poprosiła go o rozmowę. Był pewny, że chce zwierzyć mu się ze swoich problemów i nie ukrywał zadowolenia, że tak mu ufa. Wyszli razem na błonia, gdzie nie było już uczniów. Jakież było jego zdziwienie, gdy usłyszał jej pytanie.
 - Jaki masz status krwi? - Wypaliła prosto z mostu, zbijając chłopaka z tropu.
 - Słucham? - Spytał szczerze zdziwiony.
 - Jaki jest twój status krwi? Z jakiej pochodzisz rodziny, czy twoi rodzice to czarodzieje, tak jak mi powiedziałeś?!
 - Czemu pytasz? Czemu akurat teraz?
 - Okłamałeś mnie? Nie jesteś czystej krwi, co? Twój ojciec nie pracuje w Ministerstwie Magii, nie jest czarodziejem, prawda?
 - Nie, nie jestem czystej krwi. Nie mam w rodzinie ani jednego czarodzieja, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Moi rodzice to mugole, ojciec jest lekarzem, a mama historykiem... Okłamałem cię, przepraszam.
 - "Okłamałem cię, przepraszam" - Powtórzyła jego słowa  z ironią w głosie. - No tak, przecież zupełnie nic się nie stało. Nagadałeś mi tylko jakiś głupot, ale kto by się tam tym przejmował.
 - Przestań, An... - Westchnął ze smutkiem. - Chciałem ci zaimponować.
 - Zaimponować. - Prychnęła. - Ale czemu tak, dlaczego w ten sposób? Po co imponować komuś, komu boi się przyznać kim się jest naprawdę? Po co poznałeś mnie z innymi Puchonami, po co spędzałeś ze mną tyle czasu, wciąż mnie okłamując? Przecież prawda prędzej czy później wyszłaby na jaw, co byś wtedy zrobił?
 - To, co robię teraz. Próbowałbym ci wszystko wytłumaczyć. - Wzruszył ramionami. - Chciałem najpierw poznać twoje podejście, dowiedzieć się, jak możesz się zachować, a potem wszystko ci powiedzieć... Nie chciałem, żebyś skreśliła mnie już na starcie.
 - Powinnam skreślić cię teraz za to, że mnie perfidnie okłamałeś! To nie było w porządku, myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
 - Bo my jesteśmy przyjaciółmi, An, przecież wiesz. Jesteśmy nimi i nic tego nie zmieni!
 - Nie, Ted. Przyjaciele się nie okłamują,  a ty zrobiłeś to już na samym początku naszej znajomości.
 - Ale Andromeda...
 - Daj sobie spokój. Zaprzyjaźnij się z kimś, przy kim nie boisz się być sobą. - Mówiąc to mierzyła go chłodnym i jednocześnie smutnym spojrzeniem. Gdy skończyła, odwróciła się i odeszła, zostawiając załamanego chłopaka samego.
                Ted nie mógł uwierzyć, jak mógł być tak głupi, jak mógł tak wszystko zniszczyć. Andromeda zawsze mu z jakiegoś powodu imponowała, jednak nigdy się do tego nikomu nie przyznał. Nie zrobił tego, ponieważ sam sobie nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego tak ciągnie go do tej dziewczyny. Myśląc o tej dziwnej sile wpadł na pewien pomysł...


Kilka słów od Autorki.

Tak, jak miałam w planach, udało mi się zakończyć ten rozdział przed rozpoczęciem roku szkolnego. Niestety, nie mam pojęcia, jak teraz będzie wyglądało moje pisanie tutaj... Zapowiada się ciężki rok, dlatego też najprawdopodobniej posty będą pojawiać się jeszcze rzadziej, niż dotychczas. Nie chodzi tu już tylko o nadmiar zajęć, ale też o moją wenę, a raczej jej brak, który zazwyczaj występuje właśnie w roku szkolnym, kiedy jestem zabiegana i przytłoczona nadmiarem obowiązków. Ale mimo to wpadajcie, sprawdzajcie, zaglądajcie, bo będę się starała dodawać jak najczęściej się da, nawet nieco krótsze rozdziały, niż normalnie, ale zawsze coś. No, a teraz uciekam, bo jutro trzeba wcześnie wstać (choć pewnie i tak szybko nie usnę, biorąc pod uwagę to, że przez całe wakacje kładłam się koło drugiej w nocy)... Ech, witając szkołę mogę się pożegnać z tym cudownym przywilejem, jakim jest wyspanie się... :C  













3 komentarze:

  1. Jak przeczytałam ten rozdział zobaczyłam, że nikt jeszcze go nie skomentował, więc będę pierwsza i będę komentować od końca xd
    Osobiście najmniej lubię wątki z Bellą, ale nie znaczy to, że źle je piszesz. Historię prowadzisz bardzo ciekawie.
    Andromeda jest wspaniała. Jestem ogromnie ciekawa czy i kiedy wybaczy Tedowi. I do diaska zżera mnie od środka kiedy zastanawiam się co Ted kombinuje.
    Jak ci wena gdzieś ucieknie to daj znać. Złapię ją i przyprowadzę do ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Belle jako postać w HP uwielbiam. Jestem jednak zdania, że zupełnie ją zepsułam. Nie potrafię oddać jej charakteru i myślę, że powinnam przeprosić wszystkich jej fanów. Jak do tej pory jestem najmniej zadowolono właśnie z Belli :D Ale może uda mi się to jakoś naprawić. Następny rozdział pojawi się, mam taką nadzieję, najpóźniej w następny piątek :)

      Usuń
  2. If the player misplaced a lot of money within a session, the casino 카지노사이트 sends the player a warning

    OdpowiedzUsuń