IX
Syriusz regularnie spotykał się teraz z Sandrą, co powoli zaczynało działać na Dorcas, choć ta starała się tego nie okazywać. James więc po raz kolejny udowodnił, że w kontaktach z dziewczynami nie ma sobie równych. Szkoda tylko, że nie szło mu tak dobrze z Lily...
Zbliżała się kolejna pełnia, co łatwo można było zauważyć po Remusie. Przed zapadnięciem zmroku młoda profesor McGonagall odprowadziła go do Wrzeszczącej Chaty, a Huncwoci czekali tylko na to, aż zapadnie zmrok, by pod osłoną nocy wymknąć się z zamku i pognać do przyjaciela. W końcu wszyscy uczniowie poszli spać, szkolne korytarze świeciły już pustkami, grupka przyjaciół mogła więc wymknąć się na błonia, osłaniając się Peleryną Niewidką. Nie wiedzieli jednak, że ktoś postanowił odkryć mroczną tajemnicę ich przyjaciela... Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, gdzie nikt nie mógł ich dostrzec, zrzucili z siebie pelerynę. Syriusz dostrzegł jednak jakiś nagły ruch w krzakach. Odruchowo spojrzał w tamtą stronę i wyciągnął różdżkę. Nagle z zarośli dosłownie wyleciał Severus Snape i wylądował prosto pod nogami młodego czarodzieja. Syriusz był zdziwiony jego widokiem, ale nie okazał tego. Uśmiechnął się nieco złośliwie, a w jego oczach pojawił się błysk.
- A ty czego tu chcesz, Snape? - Warknął.
- Co tu robicie o tej porze?! - Odpowiedział mu pytaniem, patrząc podejrzliwe na trójkę Gryfonów.
- Chcesz się przekonać? - Zaczął Syriusz, złośliwym tonem. - To dalej, idź tam... - Wskazał ręką Bijącą Wierzbę.
- Słucham?! - Zdziwił się młody Ślizgon.
- No, dalej, Snape... Strach cię obleciał? - Zakpił. - Przecież to tylko zwykłe drzewo, idioto. Zaraz dowiesz się po co tu przyszliśmy.
Black nie czekając dłużej ruszył w stronę drzewa, które teraz o dziwo nie biło swoimi gałęziami na wszystkie strony. Spojrzał na Snape i zaczął przekonywać go coraz natrętniej, by i on do niego dołączył.
Śmiech Jamesa tylko dodał chłopakowi odwagi. Wciąż mając mieszane uczucia ruszył w stronę wierzby, która faktycznie wciąż pozostawała spokojna, jak nigdy. Zobaczył w niej otwór, który prowadził do ciemnego tunelu. Zawahał się, ale Syriusz zaczął go zachęcać, by wszedł do środka. I zrobił to, by pokazać im, że się nie boi. Wyciągnął różdżkę i szepnął "lumos", bo rozjaśnić sobie nieco drogę. Usłyszał głośne jęki, co teoretycznie powinno go zniechęcić, ale teraz nie mógł się przecież wycofać. Musiał pokazać tym dupkom, że nie jest tchórzem, że pójdzie przed siebie, choćby na końcu drogi miał go spotkać okropny potwór. Nawet nie miał pojęcia jak niewiele się pomylił...
Doszedł już niemal do samego końca, gdzie były uchylone drzwi, przez które dostrzegł niewielki pokój. Ktoś lub coś w nim było i miotało się po zakurzonej posadzce, wyjąc tak przeraźliwie, że Severusa przeleciał strach. Nagle przed jego oczami pojawiła się okropna, lekko zgarbiona postać z psim pyskiem, z którego wystawały długie, ociekające śliną kły. Snape nie potrafił się ruszyć. Usłyszał za swoimi plecami szybkie kroki, odwrócił głowę i zobaczył Jamesa biegnącego w jego stronę. Gryfon chwycił znienawidzonego Ślizgona za ramię i pociągnął mocno w stronę wyjścia. Biegli ile sił w nogach, a bestia goniła ich równie szybko. Severus tracił siły, ale wróg, który nagle zmienił się w jego wybawce nie pozwalał mu się zatrzymać. W końcu udało im się wybiec na zewnątrz, gdzie teraz nie było już Syriusza ani Petera, ale czarny warczący pies i... Mały szczur. James popchnął Smarkerusa w stronę szkoły, zrobił to tak mocno, że ten prawie się przewrócił.
- Biegnij, idioto! UCIEKAJ! - Krzyknął tak głośno, że Severus od razu go posłuchał. Nie odwracając się ani na chwilę biegł do zamku. Nogi zaczynały mu się plątać, mięśnie paliły, jakby ktoś przypalał je żywym ogniem. Mimo to on nie zatrzymał się, ani nawet nie zwolnił. W końcu dopadł drzwi wejściowych, otworzył je gwałtownie i również tak samo je zamknął. Oparł się o chłodny metal, z trudem łapiąc oddech. Był już bezpieczny, a mimo to wciąż nie mógł się uspokoić.
Wreszcie udało mu się dojść do Pokoju Wspólnego Slytherinu tak, by nikt go nie zauważył. Na jego szczęście żaden z nauczycieli nie zechciał wyjść na nocny spacer. Z trudem wydyszał hasło, a gdy znalazł się w środku opadł bez sił na niewielką, zielono - srebrną kanapę z godłem Slytherinu. Dopiero teraz pomyślał o Jamesie... Zostawił go samego... Wszystkie zdarzenia zaczęły układać mu się w jedną całość, choć to wszystko z trudem mieściło mu się w głowie. Black, Potter i Petigrew wymykają się co noc podczas pełni z zamku... Jego atakuje potwór, którym musi być nie kto inny, jak Lupin. A przecież istnieje tylko jeden stwór, który jest człowiekiem, a podczas pełni się przeistacza... Wilkołak. A więc Remus Lupin jest wilkołakiem, a to dopiero nowina! Ale w takim razie gdzie się podział Syriusz i Peter, gdy Severus i James wypadli z drzewa? Odpowiedź była stosunkowo prosta - zmienili się w psa i szczura. Psem za pewne był Syriusz, to dlatego jego kumple nazywali go czasem "Łapą". Snape nie mógł uwierzyć, że oni, a szczególnie Peter, opanowali tak trudną dziedzinę magii, jaką jest animagia... Ale to był pewnie jedyny sposób kontaktu z ich przyjacielem - wilkołakiem, ponieważ wilkołaki nie atakują zwierząt. A więc nie miał się czym martwić, James też na pewno potrafił zamienić się w zwierzę.
Usłyszał kroki, ktoś schodził po schodach dormitorium dziewcząt. Odwrócił się odruchowo w tamtą stroną. Zobaczył szczupłą dziewczynę w luźniej, niebieskiej piżamie, ze spuszczoną głową. Twarz zasłaniała jej burza długich, blond włosów, w zupełnym nieładzie. Mimo to rozpoznał ją od razu i uśmiechnął się lekko.
- A ty czemu jeszcze nie śpisz, co? - Spytał, udając oburzenie. Dziewczyna uniosła głowę gwałtownie, najwyraźniej nieco wystraszona i zbita z tropu.
- Severus... - Powiedziała to trochę tak, jakby ulżyło jej, że go widzi. - Obudziłam się i nie mogę zasnąć... A usłyszałam hałas, więc pomyślałam, że sprawdzę...
Przetarła duże, niebieskie i zaspane oczy, po czym podeszła i usiadła obok niego. Dopiero teraz zauważyła, że nie wygląda najlepiej. Zmarszczyła lekko czoło.
- Co ci się stało? - Spytała zdziwiona, spoglądając na jego zmierzwioną szatę i spoconą twarz. - Wyglądasz, jakbyś przebiegł maraton.
- Och, to nic takiego...
- Jak to nic takiego? Przecież widzę, Sev... Co się stało? Możesz mi chyba powiedzieć, w końcu się przyjaźnimy, prawda?
- No tak, tak... - Zamyślił się, w końcu jednak wymyślił coś. - Byłem w Zakazanym Lesie i goniło mnie coś dziwnego...
- W Zakazanym Lesie? A co ty, do diabła, robiłeś w Zakazanym Lesie?! - Oburzyła się. - I to o tej porze...
- Nie wiem... Coś mnie podkusiło... - Westchnął i wstał. - Pójdę się wykąpać, a ty kładź się spać.
- Poczekam na ciebie.
- Jak zawsze uparta... - Mruknął i wyszedł do łazienki.
Wykąpał się i wrócił do Pokoju Wspólnego. Początkowo myślał, że Cyzia jednak poszła się położyć, gdy jednak podszedł do sofy zobaczył, jak skulona na niej śpi, mrucząc coś, czego nie mógł zrozumieć. Chyba śniło jej się coś złego, bo wierciła się niespokojnie. Pochylił się nad nią, odgarniając delikatnie włosy z jej twarzy i mimowolnie się uśmiechnął. Wyglądała tak ślicznie... Nie dziwił się tym wszystkim chłopcom, którzy za nią szaleli. Była naprawdę urocza, a on miał to szczęście, że właśnie z nim chciała się przyjaźnić. I wtedy, patrząc tak na nią, zrozumiał, że źle ją ocenił. Powinien jej wszystko powiedzieć, ona musi wiedzieć to wszystko, co wie Lily... Nie zasługuje na to, by ją okłamywać.
- Cyzia? - Powiedział dość cicho, chcąc ją jakoś obudzić. Trochę mu to zajęło, ale w końcu otworzyła powoli oczy i nagle i niespodziewanie się do niego przytuliła.
- Miałam taki okropny sen! - Wydusiła z siebie, ściskając rękaw jego piżamy.
- Spokojnie, to tylko sen... - Pogładził dłonią jej włosy, całując ją lekko w skroń, by się uspokoiła. - Nic ci się nie stanie.
Posadził ją na kanapie i sam usiadł obok niej. Pozwolił, by opowiedziała mu sen, w którym zaatakował ją dementor, a gdy skończyła, przyszedł czas na niego. Chwycił niepewnie jej ręce, zbierając się na odwagę.
- Widzisz... Chciałbym ci opowiedzieć trochę... O mnie. - Widział jej zdziwione spojrzenie, ale nie przerwał. - O moim życiu, mojej rodzinie... Ale... To nie będzie wesołe.
- Mów Sev... Już dawno chciałam, żebyś mi to wszystko powiedział...
- Moja matka jest czarownicą, ale ojciec to człowiek poza magiczny. Nienawidzi magii, mnie z resztą też.- Chłopak urwał, nie wiedząc, jak ma dalej kontynuować. - Nigdy nie miałem przyjaciół, ale gdy poznałem Lily... To się zmieniło. Dlatego też ona jest dla mnie taka ważna. Nie mam nic. Rodziny, pieniędzy, domu...
- Masz mnie, Severusie. - Przerwała mu nagle i oparła głowę na jego ramieniu.
- Wiem, Cyzia... Wiem... - Pogłaskał ją po policzku i uśmiechnął się łagodnie. - Powinnaś iść już spać. Jesteś zmęczona.
- Nie jestem...
- Przecież widzę. - Pocałował ją w policzek i doprowadził pod schody dormitorium. - Dobranoc.
- Dobranoc, Sev.
Pożegnali się, a chłopak poczekał, aż blondynka zniknie za drzwiami. Gdy się tak stało, odwrócił się i ruszył w stronę dormitorium. Na drodze stanął mu jednak nie kto inny, jak Lucjusz Malfoy. Severus spojrzał na niego i zawahał się nieco.
- Widzę, że znów macie z Narcyzą świetne kontakty. - Stwierdził nagle, dość chłodno, jednak bez cienia złośliwości.
- No cóż... Pogodziliśmy się. - Przyznał szczerze Sev.
- To dobrze. - Słowa starszego kolegi zdziwiły go i trochę zaniepokoiły.
- Dobrze? - Spytał niepewnie.
- No tak, dobrze. - Potwierdził blondyn.
- Myślałem, że nie jesteś z tego zadowolony...
- Bo nie jestem. Ale już wolę, żeby zadawała się z tobą niż, choćby z tym całym Jagger'em.
No tak, teraz Severus już wszystko rozumiał...
- Wolisz mieć konkurenta słabszego od siebie, co? - Spytał, czując się już znacznie pewniej.
- Nie bądź śmieszny, Severus. Zachowujesz się tak, jakbyś nie znał Narcyzy. Jagger nie jest dla mnie żadną konkurencją. Tak samo jak ty. Ale nie lubię go i przede wszystkim mu nie ufam. A widzę, że Narcyza mu się podoba. Dlatego cieszę się, że trzyma się z tobą.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - Stwierdził oschle Severus i zniknął za drzwiami swojego dormitorium.
Poniekąd umiał zrozumieć Lucjusza. Carol Jagger był podobny do Malfoy'a, ale chyba jeszcze częściej zmieniał dziewczyny. Nie potrafił odpuścić żadnej. Ostatnie, czego chciał Snape, to tego, by Cyzia zaczęła się z nim spotykać. Ale czy on, zwykły, głupi i przede wszystkim biedny dzieciak mógł konkurować z kimś takim, jak Jagger?
Kilka słów od Autorki.
Rozdział wyszedł mi średnio, osobiście nie jestem z niego zachwycona. Mam kilka nowych pomysłów, ale w ostatnim czasie wena mnie opuściła i zupełnie nie wiem, jak mam dalej pociągnąć wątek, żeby było ciekawie. No, ale miejmy nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej, niż ten. W każdym razie postaram się dodać go jeszcze przed końcem wakacji.
Świetnie świetnie! Nie mogłam się doczekać tego rozdziału i bardzo mi się podoba. Mam nadzieje że wena Ci przypisze, bo już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału . :D Powodzenia w pisaniu :p // Iza
OdpowiedzUsuńYou also can play on our app which is on the market for obtain on the Google Play store, decide a slot game and play 카지노사이트 in your smartphone, sadly we do not help iOS or the Apple App Store at current
OdpowiedzUsuń