II
Siedząc w Wielkiej Sali śledziła go uważnym, podejrzliwym wzrokiem. Wyłapywała i zapamiętywała każdy jego ruch, zapisywała w pamięci jego uśmiech, wyraz twarzy i oczu. Każdy, nawet najmniejszy gest. Był poniedziałek, to podobno najgorszy dzień tygodnia. Bellatrix nie wiedziała, czy faktycznie jest to prawda, dla niej każdy dzień był równie nudny i beznadziejny. Obiekt jej lekkiej obsesji siedział przy stole Krukonów i dyskutował o czymś z dwójką swoich najlepszych przyjaciół. Byli w tej samej klasie, znali się siedem lat, ale dopiero na początku tego roku mieli okazję poznać się naprawdę. I to dzięki transmutacji... Bella nigdy nie pomyślałaby nawet, że zainteresuje ją ktoś taki, jak Sebastian... Nie było więc nic dziwnego w tym, że wściekła się, gdy młoda nauczycielka transmutacji, Minerwa McGonagall kazała im razem pracować. Mieli wspólnie przygotować pracę na temat animagów. Początkowo Bellatrix chodziła zła jak osa, obwiniała Sebastiana za wszelkie zło tego świata i zwalała na niego całą prace. Ale któregoś dnia coś, czego nie potrafiła dziś nazwać, mimo, że to wciąż siedziało głęboko w jej umyśle, nakazało jej podjąć współpracę i nie utrudniać chłopakowi życia. A ona, o dziwo, tego głosu posłuchała. I bynajmniej teraz nie żałowała.
Sebastian okazał się być kimś niezwykłym. Rozumiał ją bez słów, wystarczyło jedno, krótkie spojrzenie. Potrafił wzbudzić w niej prawdziwy, szczery uśmiech. Ukazywał jej świat, jakiego jeszcze nie znała. Swój świat... Bella poczuła się wyróżniona, bo przecież odkrył go akurat przed nią... To był powód do dumy... Jego świat był wspaniały, mimo, że zupełnie różnił się od świata siedemnastoletniej Ślizgonki. Sebastian znalazł w nim dla niej miejsce. I to nie byle jakie, ale ważne, liczące się miejsce tylko i wyłącznie dla niej... Bella nie wiedziała, czy to już jest to, ale wydawało się jej, że w jego świecie zajęła miejsce jego dziewczyny. I podobało się jej to.
Dziś nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez jego uśmiechu i bez rozmów, które tak często prowadzą... Ten chłopak sprawił nawet, że odkryła swoje marzenia i uwierzyła, że kiedyś mogą się spełnić. Ledwo zauważyła, że obok niej usiadła jej młodsza o trzy lata siostra, Narcyza. Oderwała wzrok od swojego nowego przyjaciela i spojrzała na nią. Ostatnio blondynka dziwnie się zachowywała, co ją niepokoiło. Słyszała owszem o tej sprzeczce, która zdarzyła się dwa dni temu na błoniach szkoły, ale nie sądziła, że tylko to jest powodem dziwnego zachowania jej siostrzyczki. Uniosła jedną brew, zastanawiając się, czy powinna zacząć ten temat teraz, czy później... A może lepiej w ogóle go nie zaczynać?
- Cześć, Narcyza. - Odezwała się w końcu, nienaturalnie miłym tonem.
- Cześć... - Odpowiedziała cicho, nawet na nią nie patrząc. O nie, Bella, tak daleko nie zajdziesz.
- Dobra, mów co cię gryzie? - Spytała w końcu prosto z mostu.
- Nic. - Burknęła jasnowłosa. Bella uśmiechnęła się lekko i trochę zadziornie. Wyłapała jeden, mały, ale bardzo ważny szczegół. Niebieskie oczy jej siostry co jakiś czas uciekały w jedno miejsce...
- To "nic" ma na imię Severus? - Uniosła brwi, świdrując zakłopotaną czwartoklasistkę spojrzeniem.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Bo widzę gdzie i jak patrzysz... Co się stało? Pokłóciliście się? Ta szlama coś namieszała? Mów...
- Nie... To znaczy... - Cyzia przewróciła oczami ze zniecierpliwieniem. - Chodzi o to, że on się chyba nieswojo czuje, bo obroniłam go przed Syriuszem i Jamesem...
- No to pogadaj z nim o tym...
- A myślisz, że nie próbowałam? Ale to nic nie daje... - Westchnęła.
- Przejdzie mu, zobaczysz. I nie martw się tym tak.
Ale Narcyza doskonale wiedziała, że to nie do końca o to chodzi Severusowi... Ostatnio zbyt się zapędziła i teraz miała problem, by to naprawić. Ale w końcu musi coś wymyślić, nie może, ani nie chce przecież stracić przyjaciela. Spojrzała na Bellatrix. I ona ostatnio się zmieniła. Ale była to zmiana na lepsze... Tak się przynajmniej Cyzi wydawało. Nie spędzała już tyle czasu z Tomem Riddle'm, a z tego akurat blondynka się cieszyła. Miała wrażenie, że ten chłopak sprowadzi ją na zła stronę, że Bella będzie przez niego cierpieć. Chciała nawet z nią o tym porozmawiać, ale jej siostra była zbyt uparta, by cokolwiek do niej dotarło. Dziewczyna wypiła sok i wstała. Miała nadzieję, że uda jej się złapać Sev'a, gdy nie będzie w towarzystwie tej rudej szlamy i zdoła z nim spokojnie porozmawiać.
Wróciła samotnie do Pokoju Wspólnego Slytherinu, który w tej chwili był akurat pusty. Wszyscy wyszli na śniadanie. Dziewczyna usiadła wygodnie w fotelu. Poczeka tu na niego, w końcu będzie musiał przyjść po książki. A nie wejdzie tu przecież z Evans. Gdy więc drzwi do pokoju otworzyły się po jakiś piętnastu minutach, Narcyza aż podskoczyła, mając nadzieję, że to jej przyjaciel. Ale to nie był Severus. W drzwiach stanął Lucjusz. Przeszył ją tym swoim szarym spojrzeniem, od którego przeszedł ją dreszcz.
- A ty co tu robisz? Nie powinnaś być na śniadaniu? - Spytał. Jego głos był zimny, obojętny... Budził w Cyzi nie tylko niechęć, ale wręcz obrzydzenie.
- To samo dotyczy się ciebie. - Mruknęła, starając się ukryć swoje emocje.
- Przyszedłem po swoje rzeczy.
- Ja też.
- Tak? I siedzisz tu, sama, bez torby, gapiąc się w drzwi? - Uniósł brew, patrząc na nią z ustami wygiętymi w ironicznym uśmiechu.
- A co ci do tego, Malfoy? - Zaczynała tracić cierpliwość.
- Mi? Zwykła ciekawość. Czekasz na niego, co? Na Severusa?
- A nawet jeśli?
- On nie przyjdzie, nie łódź się. Przecież wiesz, kogo kocha... Z kim spędza więcej czasu? Z tobą czy z Lily? To do niej czuje coś więcej, ty jesteś tylko jego przyjaciółką. Nie ważne, czy obronisz go przed Syriuszem, czy nie. On nie zobaczy w tobie nikogo więcej, niż tylko zwykłej dziewczyny, z którą można się zaprzyjaźnić. Nie, dopóki jest przy nim Lily Evans. - Malfoy przyklęknął przy fotelu Cyzi i patrzył na jej twarz. Jego wypielęgnowana dłoń powoli powędrowała w stronę dłoni Cyzi i w końcu zatrzymała się na niej. - Przecież wiesz, jaka jest prawda... Przegrałaś, Narcyzo. On wybrał szlamę. Zapomnij o tym... Możesz mieć przecież każdego... Jesteś piękna i mądra... Każdego, rozumiesz? Bez wyjątku...
- Przestań, Malfoy! - Niemal jęknęła. Wstała i odsunęła się od niego. - Nie wiesz o co chodzi, więc się nie wtrącaj.
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, ona wbiegła po schodach do dormitorium dziewcząt. Pospiesznie zabrała swoją torbę z książkami i wybiegła z Pokoju Wspólnego, nie zaszczycając blondyna nawet spojrzeniem. Najgorsze było to, że on miał rację i ona zdawała sobie z tego sprawę. Dopóki w pobliżu jest Evans, Severus nigdy nie zwróci na nią żadnej, nawet najmniejszej uwagi... Ta myśl dobijała ją potwornie. W życiu miała wszystko, czego chciała. Pieniądze, ubrania, urodę, inteligencje, normalną rodzinę, która ją kochała. Ale ona oddałaby wiele z tego, by mieć jego...
Jej pierwszą lekcją tego dnia były zaklęcia, co najgorsze, z Gryfonami. Weszła do klasy, nie była co prawda ostatnia, ale większość czwartoklasistów już zajęła swoje miejsca. Odruchowo zaczęła szukać wzrokiem Severusa. Nietrudno było się domyślić, że dzielił ławkę z Lily. Narcyza poczuła ostre ukłucie zazdrości. Zajęła jedną z dwóch wolnych ławek, które pozostały i wyciągnęła książki i różdżkę, starając się nie patrzeć w stronę przyjaciela. Przyjaciela? Czy mogła go tak nadal nazywać? Nie rozmawiali już ze sobą, unikał jej i nie patrzył już tak, jak kiedyś... Wbiła wzrok w ławkę, wydawało się jej, że zaraz się popłacze i wkładała mnóstwo sił w to, by do tego nie dopuścić. Nie chodziło jej nawet o to, by zostać jego dziewczyną. Potrzebowała po prostu jego uwagi, chciała, by spędzał z nią więcej czasu... By mogła z dumą i pewnością powiedzieć "Severus Snape jest moim prawdziwym, najlepszym przyjacielem i nic tego nie zmieni."
Usłyszała szuranie krzesła tuż obok siebie. Ktoś usiadł przy tej samej ławce i kątem oka widziała jego sylwetkę. Chłopak... Przez chwilę ucieszyła się, że to Sev, podniosła szybko głowę i od razu zorientowała się, że to nie jest on, ale... Syriusz. Widok kuzyna bynajmniej nie wzbudził w niej entuzjazmu. Uniosła jedną brew i zmierzyła go chłodnym, pogardliwym wzrokiem, marszcząc przy tym lekko nos.
- Czego chcesz? - Syknęła. - Idź stąd!
- Dosiadłem się do ciebie, chciałem pogadać. - Powiedział spokojnie, zupełnie niezrażony jej zachowaniem.
- Ale ja nie chcę z tobą gadać. - Burknęła i zaczęła przeglądać książkę, nie zwracając na niego uwagi.
- Pokłóciłaś się ze Snape'm?
- On ma imię. - Warknęła, nie mogąc się powstrzymać.
- Severusem. - Mruknął niezadowolony. - Nie gadacie ze sobą w ogóle... Czyżby nie był wart tego całego twojego zachodu? Zmądrzałaś wreszcie?
- Na Merlina, Black odwal się wreszcie! - Niemal krzyknęła, co zwróciło na nich uwagę innych uczniów i nauczyciela, który właśnie wszedł.
- Wybacz, chłoptasiu, ale zająłeś nam miejsce. - Przy stoliku Narcyzy pojawiły się dwie Ślizgonki, z którymi się przyjaźniła, Alice i Amanda.
- Byłem tu pierwszy.
- Ale to my tu siedzimy. - Obruszyła się Amanda. - Spadaj do swoich.
- Pogadamy później, nie odpuszczę ci... - Ostrzegł Cyzię Syriusz, wstał i odszedł do swoich kumpli.
- Uuu... Groźnie. - Alice spojrzała na blondynkę. - Co on taki cięty?
- Nie wiem, coś mu odbiło. Jak zawsze. - Mruknęła Cyzia. Nauczyciel chrząknął, prosząc o uwagę i lekcja się zaczęła.
Oprócz Severusa Narcyza utrzymywała bliższe kontakty właśnie z Alice i Amandą. Ta pierwsza, szczupła brunetka, kochająca dużo mówić, często złośliwa i jednocześnie zabawna zawsze wiedziała, jak pozbyć się smutku swoich przyjaciółek. Amanda natomiast była trochę bardziej poważniejsza, ale też zdecydowanie wredniejsza. Przyjaźniły się od pierwszej klasy, choć nie od razu tak świetnie się dogadywały. Obie pomogły Narcyzie już w niejednej, kiepskiej sytuacji, a myśl, że może na nie liczyć dodawała dziewczynie otuchy. Były jej niemal tak bliskie, jak Bella i Andromeda. Tyle, że im mogła więcej powiedzieć, bo patrzyły na jej problemy bardziej chłodno i obiektywnie. Słuchały i naprowadzały ją na właściwą drogę rozwiązania, a nie tylko zastanawiały się i próbowały naprawić całe jej życie, jak to było w przypadku Bellatrix i An. I za to właśnie Narcyza tak bardzo je cieniła.
- Rozmawiałaś z nim? - Spytała ją szeptem Alice. Narcyza spojrzała na nią, wiedziała doskonale o kogo pyta... I właśnie uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, o czym mówi nauczyciel...
- Nie... - Odpowiedziała cicho, tak, by profesor tego nie usłyszał.
- No to na co czekasz? Będziesz tak siedziała, patrzyła, jak rudzielec ci go odbija i w żaden sposób nie zareagujesz? To do ciebie nie podobne...
- Sama nie wiem... - Westchnęła cicho. Alice miała rację, to nie było do niej podobne.
- Czyżby panna Black miała ciekawsze rzeczy do powiedzenia? Proszę, może pochwalisz się swoją, zapewne ciekawą, konwersacją? - Profesor zaklęć zwrócił się do Ślizgonki, mrużąc złośliwie oczy.
- Nie, myślę, że chyba się obejdzie... - Powiedziała spokojnie, ale chłodno.
- Cóż... Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu. Takie małe... Ostrzeżenie.
Lekcja mijała za lekcją, a Narcyza czuła się coraz gorzej. Może faktycznie powinna z nim porozmawiać? Przecież nie mógł dłużej udawać, że jej nie ma... Nie chciała mu na to pozwolić. Po ostatniej lekcji , tuż przed kolacją postanowiła z nim szczerze porozmawiać. Udało się jej go odnaleźć, był na błoniach, oczywiście w towarzystwie Lily, w ich ulubionym miejscu. Szła pewnie w ich stronę, jednak kilka kroków przed nimi zatrzymała się. Rudowłosa ją dostrzegła... Spojrzała na bruneta, który stał tyłem do Cyzi, zbliżyła się do niego i po prostu zaczęła go całować. Severus bynajmniej się nie bronił, przeciwnie wręcz, objął ja trochę niepewnie. Blondynka nie miała pojęcia, co robić, ten widok zupełnie ją zszokował. Bez słowa, bez żadnej reakcji odwróciła się po prostu na pięcie i ruszyła w stronę zamku. Minęła Syriusza, na którego nie zwróciła żadnej uwagi. Chłopak spojrzał na kuzynkę i ruszył za nią.
- Narcyza, zaczekaj! - Udało mu się wyrównać z nią kroku. Spojrzał na nią z nieukrywaną troską. - Pogadajmy... Potrzebujesz tego, przecież widzę, znam cię...
- Co widzisz?! Nic nie widzisz! - Naskoczyła na niego. - Odczep się ode mnie, nie chcę z tobą rozmawiać, nie chcę twojej pomocy, twojego wsparcia, nie chcę, rozumiesz?! Daj mi spokój, zajmij się swoim życiem, a mnie zostaw w spokoju!
Nie poszła na kolacje. Wróciła od razu do dormitorium dziewcząt, opadła na łóżko, zasunęła zielono - srebrną kotarę i ukryła twarz w poduszce. A więc to tak miało się to wszystko zakończyć? Prawie cztery lata przyjaźni zakończone jednego dnia? Narcyza czuła wściekłość. Nie wiedziała tak naprawdę na kogo... Na Severusa, Lily czy może na samą siebie? Chciała teraz po prostu zniknąć. Rozpuścić się, cokolwiek, byleby nie musiała patrzeć, jak ta szlama odbiera jej najlepszego przyjaciela, który znaczy dla niej tak wiele...
~ *** ~
Starsza siostra Narcyzy, Bellatrix nie miała takich problemów. Jej przyjaźń z Sebastianem z dnia na dzień stawała się coraz piękniejsza, przepełniając dziewczynę bezgranicznym, niemożliwym do opanowania szczęściem. Zapomniała o młodszej siostrze, jej dziwnym zachowaniu i tym, że prawdopodobnie ma jakiś poważny problem. Po raz pierwszy w całym swoim krótkim życiu była naprawdę szczęśliwa.
Była późna noc. Leżąc w łóżku patrzyła na połyskującą srebrnym blaskiem różę, którą sam dla niej wyczarował. Kwiat wydawał się być czymś banalnie prostym, oklepanym, w żaden sposób nieoryginalnym, ale dla niej ta róża była czymś cudownym i niezwykłym. Była częścią niego... Gdy tylko na nią patrzyła na jej twarzy malował się uśmiech, a w sercu rodziła się jeszcze większa radość. Nigdy nikt nie uszczęśliwił jej tak bardzo...
Wiedziała jednak, że to nie potrwa długo. W końcu Tom się zorientuje, o ile już tego nie zrobił... Zmusi ją, by go zostawiła. Zrobi to bez mrugnięcia okiem, bo wie, że może tego dokonać i że pójdzie mu to łatwo. Dla Belli był on kimś ważnym, można powiedzieć, że traktowała go wręcz jak dowódcę lub mistrza. A on umiał to wykorzystać jak mało kto. Bała się go, jego władzy, potęgi i siły manipulacji, jaką władał. Nie będzie musiał specjalnie się wysilać, żeby zniszczyć to, co łączy ją z Sebastianem. Spojrzy tylko, a ona zrozumie od razu, że musi to skończyć, inaczej Tom sam to załatwi, a do tego dopuścić nie mogła...
~ *** ~
Tego ranka znowu czekał na nią oparty o ścianę, tuż przy wejściu do Wielkiej Sali. Uśmiechnął się na jej widok. Tego dnia mieli godzinę tylko dla siebie i gdy tylko Bella o tym pomyślała, miała ochotę skakać z radości.
- Cześć, Bellatrix. - Powiedział, gdy podeszła bliżej.
- Hej... - Tylko tyle była w stanie powiedzieć.
- Wiesz, pomyślałem... Może zerwalibyśmy się dziś z lekcji? - Zapytał, uśmiechając się łobuzersko. - Chcesz się zerwać z lekcji? Ty? Ze mną? - Wydukała.
- Nie chcesz?
- Nie, jasne, że chcę... Tylko nie spodziewałam się, że ty będziesz chciał zerwać się z lekcji... - Przyznała, czując się trochę głupio.
- No to co? Idziemy po śniadaniu czy od razu?
- Po śniadaniu... Ale jak chcesz wyjść ze szkoły?
- Spokojnie, znam pewne przejście... - Uśmiechnął się i przepuścił ja w drzwiach. - Zobaczymy się na błoniach po śniadaniu, dobra?
- Jasne. - Na jej ustach gościł szeroki, wesoły uśmiech, którego nie potrafiła się pozbyć.
Zjadła śniadanie tak szybko, jak tylko umiała. Wstała od stołu i nie zwracając na nikogo uwagi wyszła na zewnątrz. Pojawił się kilka minut później, chwycił ją za rękę i razem przecisnęli się przez tłum uczniów, którzy wracali właśnie ze śniadania. Wbiegli razem w jakieś dziwne wgłębienie w ścianie, którego Bella nigdy wcześniej nie zauważyła. Szli ciągle w dół, ciemnym, wąskim korytarzem. Sebastian szedł pierwszy, trzymając ją mocno za dłoń.
- Gdzie my w ogóle idziemy? - Spytała po chwili Ślizgonka.
- Ten korytarz to jedno z tajnych przejść. Wyjdziemy w Hogsmeade. - Odpowiedział.
- Jesteś genialny! - Zaśmiała się cicho.
I rzeczywiście, wyszli niedaleko Miodowego Królestwa. Bellatrix czuła się wolna i szczęśliwa. Poszli razem do Trzech Mioteł, kupili piwo kremowe i rozmawiali o wszystkim. Później poszli na łąkę, tuż obok lasu. Była ona oddalona od reszty miasteczka i nie było tu nikogo, oprócz dwójki uczniów. Usiedli na ziemi, naprzeciwko siebie. Chłopak odgarnął długi, ciemny kosmyk z jej bladej twarzy i uśmiechnął się.
- Cieszę się, że tu jesteś... Ze mną. - Powiedział nagle, patrząc na nią. Bynajmniej nie wyglądał, jakby żartował, mimo, że Belli trudno było w to uwierzyć.
- Dziwnie się czuję... - Przyznała, zupełnie szczerze.
- To znaczy...? - Uniósł jedną brew.
- Nie jestem przyzwyczajona, że ktoś mówi do mnie w ten sposób... To... Miłe... - Odwróciła od niego wzrok. Jego spojrzenie peszyło ją jeszcze bardziej, niż słowa.
- Uwielbiam twoje podejście do świata i swojego życia... Twoje reakcje są zupełnie inne, niż reakcje innych dziewczyn i to jest piękne. To tak bardzo cię wyróżnia, sprawia, że jesteś taka wyjątkowa. - Zbliżył się do niej powoli, ostrożnie, jakby się bał, że ona nagle zniknie, rozpłynie się w powietrzu... - Nie łatwo jest mi udawać, Bello... Wiem, nie chcesz, żeby twoi znajomi dowiedzieli się o nas... Rozumiem to, znam ich... Ale... Powiedz, czy bez ciebie może być dobrze? Choć nie jesteś zbyt otwarta, trochę się szarpiesz, robisz uniki... Mimo wszystko chcę być z tobą. Chcę ci pokazać, ile dla mnie znaczysz... Wiem, nie jesteś typem dziewczyny, która szaleje za miłością, chłopakiem... Masz inne poglądy, szanuję to... Ale pozwól mi pokazać ci, jak bardzo zależy mi na tobie i twoim szczęściu. Nie obiecuję, że nam wyjdzie, że będziemy tak razem już do końca życia, ale czemu nie spróbować? No powiedz, co nam stoi na przeszkodzie?
Bellatrix milczała. Co stoi im na przeszkodzie? Wszyscy i wszystko... Tom, jej rodzice, znajomi, zasady, które do tej pory wyznawała. Miał rację, nie była typową, romantyczną dziewczyną. W niczym nie przypominała Julii, nie stała na balkonie, wzdychając do swego prywatnego Romea. Choć historia poniekąd była podobna... Dwoje ludzi, którzy chcą jedynie być ze sobą, a nie mogą... I dokładnie jak w tej cholernej tragedii to wszystko, co było między nimi miało doprowadzić do czegoś bardzo, bardzo złego. I ona o tym wiedziała. Aż zbyt dobrze wiedziała...
- To nie wyjdzie... Nie ma prawa wyjść... - Spojrzała na niego ze smutkiem. Nie była dziewczyną, z którą mógłby być jakikolwiek chłopak... Nie potrafiła dawać na dłuższą metę szczęścia, nie chciała, by ktokolwiek ją kontrolował. Chęć bycia u boku Toma była silniejsza... O wiele silniejsza od tego pozornego zakochania...
- Nie chcesz? - Odsunął się od niej.
- Nie o to chodzi. To nie jest dla mnie... Wybacz... To, co z tobą przeżyłam... To było wspaniałe przeżycie, którego nigdy nie zapomnę, tak samo, jak nigdy nie zapomnę ciebie. Ale tu musi się to wszystko skończyć, nim zaplątam się w to jeszcze bardziej i nie będę potrafiła wyjść. - Wstała i odwróciła się na pięcie, mając zamiar wrócić do Hogwartu.
- Zaczekaj! - Krzyknął za nią, ale już go nie słuchała... Starała się nie słuchać, nie odwrócić, nie podbiec do niego, by rzucić się w jego ramiona. Odchodziła, z trudem powstrzymując łzy.
~ *** ~
Wieczorem, w Pokoju Wspólnym Slytherinu usiadł obok niej Tom. Milczał chwilę, a i ona nie kwapiła się do zaczęcia rozmowy. Czując na sobie jego wzrok, który tak doskonale znała, starała się go ignorować. Człowiek, dla którego poświęciła swoje życie i jedyną osobę, poza Cyzią i Andromedą, na której jej zależało, wierząc ślepo, że on zrobiłby to samo dla niej. Ale gdzieś w głębi swojego umysłu wiedziała doskonale, że nie zrobił by czegoś takiego ani dla niej, ani dla nikogo innego. I chyba właśnie to bolało ją najbardziej.
- Jesteś grzeczną dziewczynką... - Usłyszała jego zimny głos. - I wiesz doskonale gdzie i przy kim jest twoje miejsce... Jeszcze zostaniesz za to nagrodzona...
Nawet na niego nie spojrzała. Wstała i skierowała się powolnym krokiem do dormitorium dziewcząt. Cholerny Szekspir...
Nawet na niego nie spojrzała. Wstała i skierowała się powolnym krokiem do dormitorium dziewcząt. Cholerny Szekspir...
Oh!
OdpowiedzUsuńuwielbiam!
Świetne! Bardzo mnie zaciekawiła to historia. Czekam oczywiście na kolejną notkę! <3
a jutro u mnie pojawi się drugi rozdział. oczywiście zapraszam ^^ (http://vitalia-blog.blogspot.com/ )
Kiedy będzie następny rozdział? Chcę już następny. Jest to inna historia niż te które czytam i dlatego jest intrygująca i wciągająca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny! :D
<3
http://vitalia-blog.blogspot.com/ <- jest już drugi rozdział. ^^
Kolejny rozdział postaram się dodać jak najszybciej, ale mam pewne utrudnienia, związane ze szkołą.
UsuńI postaram się też jak najszybciej przeczytać drugi rozdział na Twoim blogu, bo również jestem bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy :)
PS Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie Ci się podoba, nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak takie miłe słowa potrafią poprawić mi wenę ^_^
Świetny rozdział :D "Cholerny Szekspir" xD ! :D
OdpowiedzUsuńja z http://hogwart-teddy-alice.blogspot.com/ :3
If neither the player nor the banker 우리카지노 is dealt a total of eight or 9 within the first two playing cards (often known as a "pure"), the tableau is consulted, first for the player's guidelines, then the banker's
OdpowiedzUsuń