VII
Był już późny wieczór, a Syriusz wciąż myślał o dzisiejszym spotkaniu z Dorcas. Wyszło chyba całkiem nieźle, choć wiedział, że popełnił kilka błędów. Nie sądził jednak, by miały one zaszkodzić ich znajomości. Oczywiście gdy tylko wrócił do domu od razu zasypano go falą pytać o to, jak minęła randka, ale udało mu się w końcu wymknąć i zamknąć w swoim pokoju sam ze sobą. Jutro miał wrócić do Hogwartu, będzie więc mógł spokojnie kontynuować swoje zamiary w stosunku do Dorcas.
~***~
Andromeda jak zwykle wstała najwcześniej ze wszystkich. W porównaniu do swoich sióstr nie lubiła długo spać. Ubrała się szybko i niedbale, jak to miał w zwyczaju. Nie przejmowała się zbytnio swoim strojem, jej zdaniem w życiu było o wiele ważniejszych i ciekawszych rzeczy, niż to, czy ta sukienka dobrze na tobie leży, lub też czy te buty pasują ci do torebki. Związała włosy w wysokiego koka i zbiegła na dół na śniadanie. Była potwornie głodna, wbrew pozorom potrafiła naprawdę wiele zjeść. W jadalni siedział jedynie jej wujek, Orion, pogrążony w lekturze "Proroka Codziennego". Gdy weszła uniósł na nią wzrok i obdarzył szczerym, wesołym uśmiechem.
- Dzień dobry, wujku. - Przywitała się z nim.
- Witaj, Andromedo. - Odpowiedział. - Jak zwykle najwcześniej ze wszystkich?
- No tak jakoś wyszło. - Usiadła i zalała sobie płatki mlekiem.
Chwilę później do jadalni weszli jej rodzice i ciotka, a jednocześnie żona Oriona - Walburga. An zawsze zastanawiała się, jak taki miły, wesoły i zabawny człowiek, jak wuj Orion mógł ożenić się z taką wredną jędzą, jaką była Walburga. Zawsze bardzo lubiła swego wuja, był jej bardzo bliski.
Kończyła właśnie swoje śniadanie, gdy pojawił się Lucjusz i usiadł naprzeciwko niej. Jej matka, Druella, poruszyła się niespokojnie na krześle, jakby wyrwana z jakiegoś transu.
- A gdzie reszta? - Spytała, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Skończyłam jeść, więc mogę ich zawołać... - Zaproponowała od razu Andromeda.
- Dobrze, idź. Mają natychmiast tu zejść!
Dziewczyna wstała, a skrzat domowy niemal od razu zabrał jej pusty talerz. Wyszła z jadalni dość pospiesznie, zawsze starała się jak najszybciej uwolnić, nie lubiła wspólnych, rodzinnych posiłków.
Wspięła się po schodach i jako pierwszy odwiedziły pokój Regulusa. Chłopak właśnie miał zamiar zejść, więc dziewczyna przeszła do drugiego kuzyna. Pukała w drzwi, ale ten długo nie otwierał. W końcu jednak chyba najwyraźniej działało mu to na nerwy, bo gwałtownie pchnął drzwi. Widać było, że dopiero co wstał.
- Zejdź na śniadanie, bo zaraz będzie afera.
- Dobra, dobra. - Mruknął, wracając do pokoju i padając ponownie na łóżko.
- Syriusz czy ty mnie słyszysz?! Zejdź na śniadanie! - Niemal krzyknęła.
- Już schodzę, daj mi pięć minut...
An ze zrezygnowaniem zatrzasnęła drzwi i ruszyła dalej z zamiarem obudzenia sióstr. Narcyzę jednak minęła na schodach, więc została jej tylko Bellatrix. Zapukała do jej drzwi, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Powtórzyła więc to jeszcze kilkakrotnie, ale dalej nic się nie działo.
- Bella jesteś tam? - Starała się krzyknąć na tyle głośno, by nie wzbudzić zamieszania w domu, a jednocześnie by Bellatrix ją usłyszała. - Wszystko w porządku?
- Tak. - Usłyszała jej stłumiony głos.
- Zejdziesz na śniadanie?
- Zaraz...
- Bella otwórz, proszę!
Zapanowało milczenie. Dopiero po dość długiej chwili drzwi stanęły przed młodą panną Black otworem. Bellatrix nie wyglądała najlepiej, miała zapuchnięte, lekko zaczerwienione oczy, jakby całą noc przepłakała. Dla Andromedy sama myśl o płaczącej Bellatrix wydawała się nieco dziwna, ale przecież była tylko człowiekiem...
- Coś się stało... - To już nie było nawet pytanie, ale stwierdzenie.
- Nic się nie stało. - Zapewniła brunetka młodszą siostrę. - Już schodzę na dół. Ale proszę, zostaw mnie samą, chciałabym się jakoś ogarnąć.
Andromeda zawahała się nieco, ale obudziwszy już wszystkich wróciła do swojego pokoju, pogrążona w myślach. Zastanawiało ją dziwne zachowanie Belli. Przypuszczała, że jest związane z tym chłopakiem, z którym od niedawana się przyjaźni. Sebastian, bodajże. Nie chciała być wścibska, ale musiała dowiedzieć się o co chodzi, postanowiła więc, że jeszcze dziś zagada do niego w pociągu, może dowie się czegoś ciekawego...
- Tak... - Bellatrix wyglądała trochę tak, jakby była w jakimś dziwnym transie.
- Będziemy nazywać się Śmierciożercami. A ja przyjmę przydomek Lorda Voldemorta. Koniec z Tomem Riddle'm, on już nie istnieje... Podaj mi rękę, Bello. - Dziewczyna się zawahała, ale zrobiła to. Zacisnął długie, zimne palce na jej nadgarstka i przyłożył różdżkę do jej lewego przedramienia. Wymówił jakieś zaklęcie, którego Bella nie dosłyszała, a ułamek sekundy później jej ciało przeszył ogromny ból. Nie mogła powstrzymać krzyku, który wydarł się nagle z jej gardła. Chciała się wyrwać, ale on trzymał ją zbyt mocno. Z oczu popłynęły jej łzy, jeszcze nigdy nie czuła tak ogromnego bólu. Obraz powoli zaczął się jej rozmywać, aż w końcu ogarnęła ją ciemność.
Powoli uchyliła powieki. Oślepił ją silny blask światła, potrzebowała dość długiej chwili, by się do niego przyzwyczaić. Dopiero wtedy mogła się rozglądnąć i ocenić, gdzie jest. W pierwszej chwili zupełnie nie rozpoznała pokoju, w którym się znajdowała, dopiero gdy dostrzegła Toma, siedzącego w pokoju wszystko sobie przypomniała. Podniosła się i poczuła nagły strach. W pierwszych chwilach nie wiedziała czym jest on spowodowany. Podświadomość podpowiadała jej powód, ale ona nie potrafiła w niego uwierzyć. Przecież nigdy nie obawiała się Toma...
- Czujesz się już lepiej? - Spytał, a ją przeszły ciarki od jego głosu. Nie odpowiedziała, ale jedynie kiwnęła głową. - Teraz przynależymy do jednej grupy. Jesteśmy Śmierciożercami, Bello.
Na potwierdzenie tych słów podniósł szatę, ukazując czarną czaszkę z wężem, którą miał na lewym przedramieniu. Bellatrix również podniosła swój rękaw i zobaczyła dokładnie to samo. Spojrzała niepewnie na Toma. A więc byli teraz współpracownikami? Wiedziała, że Tom traktuję to poważnie. Nienawidził mugoli i szlam, z resztą tak jak ona.
- Wkrótce powiększymy nasze szeregi. Staniemy się sławni, szanowani, będziemy rządzić tym światem. Pozbędziemy się szlam, mugole będą naszymi poddanymi... A każdy, kto się nam sprzeciwi - zginie.
Wtedy Bellatrix zrozumiała, że ma do czynienia z szaleńcem, który zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel. Targały nią sprzeczne emocje - z jednej strony bała się go i poniekąd nie potrafiła zrozumieć jego zapędów, planów i ideałów, z drugiej zaś intrygował ją, chciała być jego najbliższą osobą. Darzyła go silnym uczuciem, którego była pewna, mimo tak młodego wieku. Łudziła się, że on w końcu je odwzajemni, że nie jest jeszcze aż tak bardzo zepsuty i zły.
Kilka słów od Autorki.
Uff, miałam małe problemy z tym rozdziałem, był już prawie skończony, a głupia ja przez przypadek wszystko usunęłam i musiałam pisać od początku... Ale w końcu się udało!
Dziś jednak chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom, a jest za co. Wybiło już ponad 1000 wyświetleń! Jest to najlepszy blog, jaki do tej pory pisałam. Będę starała się wpadać tu częściej, jednak ostatnio mam małe zamieszanie i mniej czasu. Mimo to szykują się pewne nowości, nowe postacie i większy nacisk na tych bohaterów, którzy do tej pory pojawiali się raczej rzadko. Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać zadowalający poziom... ;)
Andromeda zawahała się nieco, ale obudziwszy już wszystkich wróciła do swojego pokoju, pogrążona w myślach. Zastanawiało ją dziwne zachowanie Belli. Przypuszczała, że jest związane z tym chłopakiem, z którym od niedawana się przyjaźni. Sebastian, bodajże. Nie chciała być wścibska, ale musiała dowiedzieć się o co chodzi, postanowiła więc, że jeszcze dziś zagada do niego w pociągu, może dowie się czegoś ciekawego...
~***~
Na peronie 9 i 3/4 zjawili się pięć minut przed odjazdem pociągu. Pośpiesznie zapakowali kufry, pożegnali się i wskoczyli do pojazdu. Andromeda najpierw postanowiła odnaleźć Ted'a, a dopiero później zająć się poszukiwaniami Sebastiana. Z łatwością odnalazła nowych przyjaciół, siedzieli w swoim ulubionym przedziale i rozmawiali o czymś, najwyraźniej bardzo wesołym, bo wszyscy, bez wyjątku, śmiali się. Weszła, już nieco pewniej, niż za pierwszym razem, choć uśmiech wciąż miała nieśmiały.
- Cześć... - Przywitała się, a chwilę później usłyszeli gwizdek, który informował o tym, że pociąg zaraz ruszy.
- Andromeda! Cześć! W ostatniej chwili! - Ted podskoczył do niej, chwycił jej kufer i wciągnął go do środka. - No wskakuj, na co czekasz. Miejsce już na ciebie czeka.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się, siadając obok niego. Wkręciła się do ich rozmowy i omal nie zapomniała o tym, że miała porozmawiać z Sebastianem.
Wstała, tłumacząc nowym znajomym, że musi załatwić coś bardzo ważnego i wyszła z przedziału. Najpierw chciała porozmawiać z Narcyzą, ponieważ to ona zawsze miała lepszy kontakt z Bellą i jeśli już ktoś miał z nią porozmawiać, to właśnie ona. Odnalezienie jej nie było trudne, siedziała w przedziale z innymi Ślizgonami. Wyciągnęła ją, nie siląc się na specjalne tłumaczenie po co i dlaczego.
- Chodzi mi o Bellatrix. - Powiedziała, upewniwszy się wcześniej, że nikt ich nie podsłucha.
- A co z nią nie tak? - Spytała, patrząc na nią z nieco zdziwioną miną.
- To, że ostatnio zachowuje się inaczej... - Opowiedziała jej poranne zachowanie ich siostry.
- Oj tam, przesadzasz. - Stwierdziła Narcyza, najwyraźniej bynajmniej nie zaniepokojona całą sytuacją. - Raz miała zły humor, żaden powód do obaw.
- Ale ty jej nie widziałaś... To nie był tylko zły humor... Jej oczy były takie... Puste... - Andromeda przyjrzała się młodszej dziewczynie. Jak ona mogła przyjąć to wszytko tak obojętnie?
- Naprawdę uważam, że przesadzasz. Bellatrix nie jest osobą, która potrzebuję jakiejś specjalnej opieki, doskonale radzi sobie sama. O wiele lepiej niż ty, czy ja. I obie o tym wiemy.
- Jakoś mnie to nie przekonuję, dlatego pomyślałam, że może by tak... - An zawahała się przez chwilę. - Pogadać z tym Sebastianem. No wiesz, z tym, z którym ostatnio Bella dość często się zadawała.
- I uważasz, że to pomoże? - Blondynka uniosła brew z powątpiewaniem. - Bo ja sądzę, że tylko pogorszy sprawę. Bellatrix nienawidzi, gdy ktoś wtrąca się na siłę do jej życia, więc proszę cię, uszanuj to, bo naprawdę rozpętasz piekło. Wiesz, jaka ona jest, nie odpuszcza łatwo.
- No dobra, pomyślę o tym jeszcze...
- Proszę cię, nie wtrącaj się w to. - Powtórzyła jeszcze raz.
- Nie wiem, czy potrafię...
Rozmowa z młodszą siostrą tylko wzbudziła w niej niepokój. A może faktycznie przesadzała? W końcu znała Bellatrix nie od dziś i faktycznie doskonale wiedziała, że jeśli zacznie się na siłę wtrącać, to ona tylko jeszcze bardziej się w sobie zamknie. A może tak naprawdę nic złego się z nią nie działo, tylko po prostu Andromeda coś sobie wmówiła? No cóż, w to akurat za bardzo nie wierzyła. W pewnym sensie najstarsza z sióstr pokazała swoje emocje, choć tak bardzo starała się je ukryć. I to właśnie było zadziwiające, gdyż Bella swoich emocji pokazywać nie lubiła. Ostatecznie Andromeda postanowiła nie słuchać rad Cyzi i porozmawiać jednak z przyjacielem Belli. Znalazła go wśród Krukonów z siódmej klasy. Gdy do niego podeszła nie zareagował tak entuzjastycznie, jak się tego spodziewała.
- Chciałabym z tobą porozmawiać... - Powiedziała. Milczał, wpatrując się w nią tylko dość chłodno. - O Belli.
- Dawno już nie rozmawiałem z Bellatrix.
- Nie wiesz, co się z nią dzieję? Ostatnio jest jakaś taka inna...
- Nie ma pojęcia, Andromedo. Mogę ci jedynie poradzić, żebyś sama z nią pogadała, albo zostawiła tą sprawę w spokoju.
- Gdybyś jednak coś sobie przypomniał, daj znać.
- No dobra, choć wątpię w to.
Podsumowując, Andromeda nie miała nic, prócz przypuszczeń i wątpliwości. Wróciła do przedziału Puchonów. Na razie postanowiła sobie odpuścić i dalej obserwować siostrę, tyle, że znacznie bardziej dokładnie.
- Spokojnie... Dzięki temu, że jesteś pierwszą osobą, która się o tym dowiaduję, będziemy związani jeszcze mocniej, Bello. Czy jesteś na to gotowa? Na to, by być ze mną zawsze i wszędzie, wierna i skora do walki w moim imieniu? W imieniu naszej idei?- Dzięki. - Uśmiechnęła się, siadając obok niego. Wkręciła się do ich rozmowy i omal nie zapomniała o tym, że miała porozmawiać z Sebastianem.
Wstała, tłumacząc nowym znajomym, że musi załatwić coś bardzo ważnego i wyszła z przedziału. Najpierw chciała porozmawiać z Narcyzą, ponieważ to ona zawsze miała lepszy kontakt z Bellą i jeśli już ktoś miał z nią porozmawiać, to właśnie ona. Odnalezienie jej nie było trudne, siedziała w przedziale z innymi Ślizgonami. Wyciągnęła ją, nie siląc się na specjalne tłumaczenie po co i dlaczego.
- Chodzi mi o Bellatrix. - Powiedziała, upewniwszy się wcześniej, że nikt ich nie podsłucha.
- A co z nią nie tak? - Spytała, patrząc na nią z nieco zdziwioną miną.
- To, że ostatnio zachowuje się inaczej... - Opowiedziała jej poranne zachowanie ich siostry.
- Oj tam, przesadzasz. - Stwierdziła Narcyza, najwyraźniej bynajmniej nie zaniepokojona całą sytuacją. - Raz miała zły humor, żaden powód do obaw.
- Ale ty jej nie widziałaś... To nie był tylko zły humor... Jej oczy były takie... Puste... - Andromeda przyjrzała się młodszej dziewczynie. Jak ona mogła przyjąć to wszytko tak obojętnie?
- Naprawdę uważam, że przesadzasz. Bellatrix nie jest osobą, która potrzebuję jakiejś specjalnej opieki, doskonale radzi sobie sama. O wiele lepiej niż ty, czy ja. I obie o tym wiemy.
- Jakoś mnie to nie przekonuję, dlatego pomyślałam, że może by tak... - An zawahała się przez chwilę. - Pogadać z tym Sebastianem. No wiesz, z tym, z którym ostatnio Bella dość często się zadawała.
- I uważasz, że to pomoże? - Blondynka uniosła brew z powątpiewaniem. - Bo ja sądzę, że tylko pogorszy sprawę. Bellatrix nienawidzi, gdy ktoś wtrąca się na siłę do jej życia, więc proszę cię, uszanuj to, bo naprawdę rozpętasz piekło. Wiesz, jaka ona jest, nie odpuszcza łatwo.
- No dobra, pomyślę o tym jeszcze...
- Proszę cię, nie wtrącaj się w to. - Powtórzyła jeszcze raz.
- Nie wiem, czy potrafię...
Rozmowa z młodszą siostrą tylko wzbudziła w niej niepokój. A może faktycznie przesadzała? W końcu znała Bellatrix nie od dziś i faktycznie doskonale wiedziała, że jeśli zacznie się na siłę wtrącać, to ona tylko jeszcze bardziej się w sobie zamknie. A może tak naprawdę nic złego się z nią nie działo, tylko po prostu Andromeda coś sobie wmówiła? No cóż, w to akurat za bardzo nie wierzyła. W pewnym sensie najstarsza z sióstr pokazała swoje emocje, choć tak bardzo starała się je ukryć. I to właśnie było zadziwiające, gdyż Bella swoich emocji pokazywać nie lubiła. Ostatecznie Andromeda postanowiła nie słuchać rad Cyzi i porozmawiać jednak z przyjacielem Belli. Znalazła go wśród Krukonów z siódmej klasy. Gdy do niego podeszła nie zareagował tak entuzjastycznie, jak się tego spodziewała.
- Chciałabym z tobą porozmawiać... - Powiedziała. Milczał, wpatrując się w nią tylko dość chłodno. - O Belli.
- Dawno już nie rozmawiałem z Bellatrix.
- Nie wiesz, co się z nią dzieję? Ostatnio jest jakaś taka inna...
- Nie ma pojęcia, Andromedo. Mogę ci jedynie poradzić, żebyś sama z nią pogadała, albo zostawiła tą sprawę w spokoju.
- Gdybyś jednak coś sobie przypomniał, daj znać.
- No dobra, choć wątpię w to.
Podsumowując, Andromeda nie miała nic, prócz przypuszczeń i wątpliwości. Wróciła do przedziału Puchonów. Na razie postanowiła sobie odpuścić i dalej obserwować siostrę, tyle, że znacznie bardziej dokładnie.
~***~
To był już ostatni rok nauki Bellatrix w Hogwarcie. Cieszyła się na samą myśl o wolności. Ale czy była wolna? Tak jej się wydawało, choć nie była to do końca prawda. W końcu był ktoś, kto jej tą wolność ograniczał. Ktoś o imieniu Tom. Była w szkole zaledwie dwa dni od świąt. Późnym wieczorem zabrał ją do Pokoju Życzeń na siódme piętro, chcąc pokazać jej coś ważnego. Nie sprzeciwiła mu się.
Sala była niemal pusta. W kącie stało tylko łóżko, a niedaleko niego dwa fotele. Tom posadził ją na jednym z nich, a sam usiadł na drugim, stojącym tuż obok. Przyjrzał się jej i delikatnie odgarnął z jej twarzy kosmyk czarnych, kręconych włosów. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który bynajmniej nie wyrażał radości. Nie wyrażał żadnych uczuć. Tak, jak jego zimne oczy, wpatrujące się w twarz towarzyszki.
- Chciałbym ci coś powiedzieć. Coś bardzo, bardzo ważnego. - Riddle doskonale wiedział, jak wzbudzić w niej podniecenie, zainteresowanie i lekki niepokój jednocześnie. - Ale musisz mi coś obiecać.
- Co takiego? - Szepnęła tak cicho, że niemal niedosłyszalnie.
- Nikomu o tym nie powiesz. Choćby nie wiem co, nie piśniesz nawet słówka. Nawet Narcyzie. Nikomu! Rozumiesz?
- Tak... Oczywiście, że rozumiem.
- Świetnie... - Zrobił krótką pauzę, utrzymując ją w jeszcze większym napięciu. - Ostatnio przeglądałem wiele książek, głównie o czarnej magii i znalazłem coś bardzo istotnego i interesującego... Jak wiesz, nie tylko ty mi sprzyjasz. Utworzyła się dość spora grupa ludzi, dla których jestem czymś w rodzaju wzorca. I traktuję to bardzo, bardzo poważnie... Dlatego pomyślałem, że powinniśmy łączyć się jednym, charakterystycznym znakiem. Czymś, co pozwoli nam się komunikować przy pomocy jedynie dotknięcia różdżki. Istnieją pewne znaki, które można wypalić na skórze... Tak, tak, Bello, dobrze usłyszałaś, wypalić. Jest to dziedzina bardzo czarnej magii, ale myślę, że jestem w stanie sobie z tym poradzić. Razem sobie poradzimy.
Wyciągnął różdżkę, a Bellatrix spojrzała na nią niepewnie. Co chciał zrobić? Czy chce jej to wypalić na ciele? Była przestraszona, ale nie potrafiła się mu sprzeciwić.
- Tak... - Bellatrix wyglądała trochę tak, jakby była w jakimś dziwnym transie.
- Będziemy nazywać się Śmierciożercami. A ja przyjmę przydomek Lorda Voldemorta. Koniec z Tomem Riddle'm, on już nie istnieje... Podaj mi rękę, Bello. - Dziewczyna się zawahała, ale zrobiła to. Zacisnął długie, zimne palce na jej nadgarstka i przyłożył różdżkę do jej lewego przedramienia. Wymówił jakieś zaklęcie, którego Bella nie dosłyszała, a ułamek sekundy później jej ciało przeszył ogromny ból. Nie mogła powstrzymać krzyku, który wydarł się nagle z jej gardła. Chciała się wyrwać, ale on trzymał ją zbyt mocno. Z oczu popłynęły jej łzy, jeszcze nigdy nie czuła tak ogromnego bólu. Obraz powoli zaczął się jej rozmywać, aż w końcu ogarnęła ją ciemność.
Powoli uchyliła powieki. Oślepił ją silny blask światła, potrzebowała dość długiej chwili, by się do niego przyzwyczaić. Dopiero wtedy mogła się rozglądnąć i ocenić, gdzie jest. W pierwszej chwili zupełnie nie rozpoznała pokoju, w którym się znajdowała, dopiero gdy dostrzegła Toma, siedzącego w pokoju wszystko sobie przypomniała. Podniosła się i poczuła nagły strach. W pierwszych chwilach nie wiedziała czym jest on spowodowany. Podświadomość podpowiadała jej powód, ale ona nie potrafiła w niego uwierzyć. Przecież nigdy nie obawiała się Toma...
- Czujesz się już lepiej? - Spytał, a ją przeszły ciarki od jego głosu. Nie odpowiedziała, ale jedynie kiwnęła głową. - Teraz przynależymy do jednej grupy. Jesteśmy Śmierciożercami, Bello.
Na potwierdzenie tych słów podniósł szatę, ukazując czarną czaszkę z wężem, którą miał na lewym przedramieniu. Bellatrix również podniosła swój rękaw i zobaczyła dokładnie to samo. Spojrzała niepewnie na Toma. A więc byli teraz współpracownikami? Wiedziała, że Tom traktuję to poważnie. Nienawidził mugoli i szlam, z resztą tak jak ona.
- Wkrótce powiększymy nasze szeregi. Staniemy się sławni, szanowani, będziemy rządzić tym światem. Pozbędziemy się szlam, mugole będą naszymi poddanymi... A każdy, kto się nam sprzeciwi - zginie.
Wtedy Bellatrix zrozumiała, że ma do czynienia z szaleńcem, który zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel. Targały nią sprzeczne emocje - z jednej strony bała się go i poniekąd nie potrafiła zrozumieć jego zapędów, planów i ideałów, z drugiej zaś intrygował ją, chciała być jego najbliższą osobą. Darzyła go silnym uczuciem, którego była pewna, mimo tak młodego wieku. Łudziła się, że on w końcu je odwzajemni, że nie jest jeszcze aż tak bardzo zepsuty i zły.
Kilka słów od Autorki.
Uff, miałam małe problemy z tym rozdziałem, był już prawie skończony, a głupia ja przez przypadek wszystko usunęłam i musiałam pisać od początku... Ale w końcu się udało!
Dziś jednak chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom, a jest za co. Wybiło już ponad 1000 wyświetleń! Jest to najlepszy blog, jaki do tej pory pisałam. Będę starała się wpadać tu częściej, jednak ostatnio mam małe zamieszanie i mniej czasu. Mimo to szykują się pewne nowości, nowe postacie i większy nacisk na tych bohaterów, którzy do tej pory pojawiali się raczej rzadko. Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać zadowalający poziom... ;)
O matko ale się porobiło. Jakoś ciężko mi się przyzwyczaić do Belli normalnie rozmawiającej z Andromedą :) Muszę Ci jednak powiedzieć, że świetnie piszesz i chyba będę czytała Twój blog od początku, żeby się nie pogubić.
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie, jeśli interesują cię opowiadania o Draco xD
http://the-prince-of-slytherin.blogspot.com/
You can management the RTP rates, winnings 우리카지노 proportion
OdpowiedzUsuń